Prokuratura umorzyła postępowanie w sprawie śmierci księdza Andrzeja Dymera. Prowadziła je pod kątem nieumyślnego spowodowania śmierci.
Jak czytamy w komunikacie prokuratury, do zgonu księdza doszło z przyczyn naturalnych, z powodu długiej choroby. Chorował na białaczkę i nowotwór trzustki. Przebywał w szpitalu rehabilitacyjnym w Szczecinie, którego był dyrektorem. Ksiądz Dymer zmarł w lutym, w wieku 58 lat.
Duchowny miał molestować dzieci w prowadzonym przez siebie w latach 90. ośrodku. Księdzem był przez 32 lata. Z funkcji dyrektora Instytutu w lutym odwołał go abp. Andrzej Dzięga.
W 2008 roku skazał go Trybunał Kościelny kurii szczecińsko-kamieńskiej, orzekł go winnym molestowania nieletnich. Od tej decyzji ksiądz Dymer odwołał się. Apelacją zajmowała się kuria metropolitalna w Gdańsku. Jak ujawnił kwartalnik "Więź", arcybiskup Sławoj Leszek Głódź przez 9 lat nie wyznaczył terminu apelacji. Stało się to dopiero w 2017 roku. Cały materiał dowodowy został zebrany i w najbliższym czasie miał zostać ogłoszony prawomocny wyrok ws. duchownego.
Prokuratura umorzyła także postępowanie dotyczące zaginięcia akt w sprawie księdza, które po pewnym czasie się odnalazły.
Duchowny miał molestować dzieci w prowadzonym przez siebie w latach 90. ośrodku. Księdzem był przez 32 lata. Z funkcji dyrektora Instytutu w lutym odwołał go abp. Andrzej Dzięga.
W 2008 roku skazał go Trybunał Kościelny kurii szczecińsko-kamieńskiej, orzekł go winnym molestowania nieletnich. Od tej decyzji ksiądz Dymer odwołał się. Apelacją zajmowała się kuria metropolitalna w Gdańsku. Jak ujawnił kwartalnik "Więź", arcybiskup Sławoj Leszek Głódź przez 9 lat nie wyznaczył terminu apelacji. Stało się to dopiero w 2017 roku. Cały materiał dowodowy został zebrany i w najbliższym czasie miał zostać ogłoszony prawomocny wyrok ws. duchownego.
Prokuratura umorzyła także postępowanie dotyczące zaginięcia akt w sprawie księdza, które po pewnym czasie się odnalazły.
Dodaj komentarz 3 komentarze
Sąd po utrzymał w mocy wyrok skazujący, ale utajnił jego treść. .Po wyroku został wyrzucony z roboty, ale pozostał w szpitalu gdzie był zatrudniony jako dyrektor. Następnie jak stwierdzono zmarł - z przyczyn naturalnych!.
takie gwałtowne i nieoczekiwane odejście głównego podejrzanego w pedofilskiej aferze księży i innych notabli z pewnością umacnia wiarę w opaczność bożą tych, których ta śmierć zapewne wybawiła z poważnych prawnych kłopotów.
Boża opaczność nad nimi czuwała.
A co z ofiarami zboczeńca???
Przecież nie będą z klerem zadzierać !