Polscy strażacy z grupy HUSAR pozostają w Turcji w gotowości do wyjazdu na kolejne akcje poszukiwawcze.
Jak mówi dowódca grupy, brygadier Grzegorz Borowiec, w niedzielę polscy ratownicy opuścili strefę poszukiwań i czekają na informację o osobach, które mogą jeszcze żyć.
- Tam teraz wszedł ciężki sprzęt, czyli zagrożenie dla ratowników jest zbyt duże. Nie chcemy ryzykować życia ratowników więc czekamy na kontakt z osobą poszkodowaną, wtedy zatrzymujemy ciężki sprzęt i nasi ratownicy wchodzą i taką osobę próbują lokalizować - powiedział Grzegorz Borowiec.
Polscy strażacy wyjechali do Turcji tydzień temu. Od tej pory udało im się odnaleźć i uratować 12 osób. Planowo grupa HUSAR wróci do Polski w środę.
Mija tydzień od jednego z najbardziej tragicznych w skutkach trzęsień ziemi na Bliskim Wschodzie. 6 lutego nad ranem ziemia zatrzęsła się na południu Turcji i na północy Syrii. Liczba śmiertelnych ofiar przekroczyła 35 tysięcy. Trzęsienie ziemi zaskoczyło tysiące mieszkańców Gaziantep i Hatay w momencie, gdy spali. Do pierwszych wstrząsów doszło około 4.30 nad ranem. Wstrząsy miały siłę 7.9 stopnia w skali Richtera. Do równie silnego, drugiego trzęsienia doszło 9 godzin później. Sejsmolodzy odnotowali też niemal tysiąc wstrząsów wtórnych. Siła kataklizmu była ogromna także dlatego, że epicentrum znajdowało się bardzo płytko, zaledwie 19 kilometrów pod ziemią.
Większość ofiar zginęła w Turcji, ale do Syrii dociera bardzo niewielka pomoc ze świata. Dlatego specjaliści twierdzą, że faktyczna liczba ofiar w Syrii jest znacznie większa. W obu krajach na gruzowiskach pracują jeszcze zespoły poszukiwawcze, ale nie ma już większych szans na znalezienie żywych osób.
W Turcji co najmniej milion osób straciło dach nad głową i mieszka teraz w prowizorycznych warunkach lub pod gołym niebem. ONZ szacuje, że w Syrii domy mogło stracić nawet 5 milionów osób. W obu krajach 870 tysięcy osób nie ma teraz dostępu do ciepłych posiłków.
Poniedziałkowe trzęsienie jest jak dotąd piątym najbardziej tragicznym w historii XXI wieku.
- Tam teraz wszedł ciężki sprzęt, czyli zagrożenie dla ratowników jest zbyt duże. Nie chcemy ryzykować życia ratowników więc czekamy na kontakt z osobą poszkodowaną, wtedy zatrzymujemy ciężki sprzęt i nasi ratownicy wchodzą i taką osobę próbują lokalizować - powiedział Grzegorz Borowiec.
Polscy strażacy wyjechali do Turcji tydzień temu. Od tej pory udało im się odnaleźć i uratować 12 osób. Planowo grupa HUSAR wróci do Polski w środę.
Mija tydzień od jednego z najbardziej tragicznych w skutkach trzęsień ziemi na Bliskim Wschodzie. 6 lutego nad ranem ziemia zatrzęsła się na południu Turcji i na północy Syrii. Liczba śmiertelnych ofiar przekroczyła 35 tysięcy. Trzęsienie ziemi zaskoczyło tysiące mieszkańców Gaziantep i Hatay w momencie, gdy spali. Do pierwszych wstrząsów doszło około 4.30 nad ranem. Wstrząsy miały siłę 7.9 stopnia w skali Richtera. Do równie silnego, drugiego trzęsienia doszło 9 godzin później. Sejsmolodzy odnotowali też niemal tysiąc wstrząsów wtórnych. Siła kataklizmu była ogromna także dlatego, że epicentrum znajdowało się bardzo płytko, zaledwie 19 kilometrów pod ziemią.
Większość ofiar zginęła w Turcji, ale do Syrii dociera bardzo niewielka pomoc ze świata. Dlatego specjaliści twierdzą, że faktyczna liczba ofiar w Syrii jest znacznie większa. W obu krajach na gruzowiskach pracują jeszcze zespoły poszukiwawcze, ale nie ma już większych szans na znalezienie żywych osób.
W Turcji co najmniej milion osób straciło dach nad głową i mieszka teraz w prowizorycznych warunkach lub pod gołym niebem. ONZ szacuje, że w Syrii domy mogło stracić nawet 5 milionów osób. W obu krajach 870 tysięcy osób nie ma teraz dostępu do ciepłych posiłków.
Poniedziałkowe trzęsienie jest jak dotąd piątym najbardziej tragicznym w historii XXI wieku.