Rosyjscy żołnierze nadal są na Krymie. Namawiają Ukraińców, by wstąpili do rosyjskiej armii - tak o tym, co dzieje się na półwyspie opowiada jego mieszkanka i prezes Stowarzyszenia Polaków na Krymie Józefa Myszkowska.
- Nie puszczają naszych ukraińskich żołnierzy. Agitują, żeby przechodzili do wojska rosyjskiego. Ci jednak odpowiadają, że nie mogą zdradzić Ukrainy - mówi pani Józefa.
We wtorek na konferencji prasowej prezydent Rosji Władimir Putin zaprzeczył, by żołnierze w nieoznakowanych mundurach pochodzili z Rosji. Według niego, to oddziały samoobrony Ukraińców.
- Mało, kto wierzy w jego słowa - ocenia pani Józefa. - Nawet ci, którzy chcieli do Rosji, zrywali ukraińskie flagi, już nie chcą do Putina, bo zrozumieli, że kłamie.
Do Związku Polaków na Krymie, którego prezesem jest pani Józefa należy do około 740 Polaków. Kobieta szacuje jednak, że w sumie na półwyspie mieszka prawie sześć tysięcy naszych rodaków. Stowarzyszenie organizuje lekcje języka polskiego. - Spotykamy się osobiście i telefonicznie. U nas mało kto rozmawia po polsku - przyznaje pani Józefa.
Zwolennicy Rosji na Krymie odcinają ukraińskim żołnierzom wodę i prąd, blokują wejścia i dojazd - podaje służba prasowa ukraińskiego ministerstwa obrony. W Sewastopolu krewni zablokowanych w jednej z jednostek osób próbowali w środę przekazać żywność i wodę oraz środki higieny. Nie zostali jednak przepuszczeni, a niektórych nawet pobito.
Konflikt o Krym, czyli półwysep na południu Ukrainy, wybuchł po tym, jak w Kijowie władzę przejęli przeciwnicy prezydenta Ukrainy Wiktora Janukowycza. Zwolennicy integracji z Unią Europejską zyskali większość w parlamencie i obalili głowę państwa. Przeciwna rewolucji jest rosyjskojęzyczna część mieszkańców Krymu.