Radio SzczecinRadio Szczecin » Region
  Autopromocja  
Zobacz
  Autopromocja  
Zobacz

Adam Frączczak. Fot. www.pogonszczecin.pl
Adam Frączczak. Fot. www.pogonszczecin.pl
O tym jak się czuje kapitan Pogoni, czy Frączczak wróci kiedyś do rodzinnego Kołobrzegu oraz o tym, kim jest "Szwaczka" - dowiecie się z naszej rozmowy z zawodnikiem Dumy Pomorza.
Frączczak przeszedł 3 grudnia operację przysadki mózgowej. Teraz podopieczny trenera Kosty Runjaicia wraca do zdrowia. Tak się składa, że wychowanek Żaków 94 Kołobrzeg zna innego kołobrzeżanina - reportera Radia Szczecin, Przemysława Polanina.

Obaj panowie spotkali się w bardzo luźnej atmosferze.

Przemysław Polanin: Nie wyglądasz na gościa, który od kilku tygodni siedzi w domu, albo w szpitalu...

Adam Frączczak: A wszyscy mówią mi, że schudłem! Ale jak wchodzę na wagę, to waga ta sama. Ale rzeczywiście; z mięśni spadło, poszło w tkankę. To się jednak szybko nadrobi jak zacznę trenować normalnie.

PP: Na boisku cię nie widzimy, powiedz co teraz robisz?

AF: Ogólnie? Trenuję, trenuję. Wszystko z badaniami się wyjaśniło i normalnie wchodzę w trening. Tak jak do tej pory - treningi, praca, robota. Chodzę do klubu, dzień wygląda jak do tej pory. Tyle że starałem się układać tak moje treningi, żeby odbywały się w godzinach treningów drużyny. Przychodzę jak wszyscy, przebieram się, biorę udział w odprawach i analizach, oni później idą na boisko, a ja idę robić swoją robotę.

PP: Jak cię znam, to chyba to właśnie było najgorsze; nie mogłeś pójść na trening i się wyżyć...

AF: Zawsze lubiłem się wyżyć i pobiegać, a tu ktoś cię odcina i nie możesz nic robić. Trzeba było szukać sobie innych zajęć, prac domowych. Nawet kupiłem sobie grę, pamiętasz, wysłałem ci MMS-a. Chciałem zacząć grać, ale tylko raz włączyłem. Był plan, żeby parę książek przeczytać, wpadłem na genialny pomysł, żeby sobie kupić kindle'a. Kupiłem, ale nie potrafiłem wgrać książek, trzy dni to robiłem, ale w końcu się udało, teraz w w wolnym czasie czytam książki. Takie trochę psychologiczne... Ale nie powiem ci jakie, bo będziesz się śmiał.

PP: Słyszałem, że do domu przyjechała wczoraj bieżnia, worek treningowy...

AF: Siłownia się robi, prawie cały sprzęt kupiony, będzie gdzie trenować i co robić w wolnym czasie. Nie ma obijania, trzeba jak najszybciej wracać do formy!

PP: Wyznaczasz sobie jakiś termin, kiedy wejdziesz na najwyższe obroty?

AF: Już teraz chciałbym zacząć normalnie trenować, ale muszą mnie hamować. Rozumiem mojego doktora, ale czuję się w miarę normalnie. No, potrzeba trochę czasu, najważniejsze będą badania. Sprawa wygląda tak, że muszę potrenować na większych intensywnościach, żeby później zobaczyć jak organizm na to reaguje. Jeśli wszystko będzie OK, to będę mógł wrócić do treningów i zacząć biegać z drużyną, podjąć trening zbliżony do docelowego; przy pełnych obciążeniach.

PP: Opowiadanie o chorobie... masz już chyba tego dość?

AF: Początek był trudny: gdzie nie poszedłem, to wszyscy chcieli robić jakiś wywiad, dowiedzieć się co i jak... Mega-szum się z tego zrobił, później była operacja, a po niej - jak ktoś ostatnio mi powiedział - cisza medialna się zrobiła. W sumie uspokoiło się wszystko, w pewnym momencie zresztą nie chciało się już o tym opowiadać.

PP: Gdy popatrzyłem na waszą kadrę, to widzę, że ludzi urodzonych w latach 80. jest coraz mniej...

AF: Chcesz powiedzieć, że stary jestem, nie?! Pocieszam się, że są jeszcze starsi...jest Maja...paru starszych ode mnie jest, ale rzeczywiście: roczniki się pozmieniały. Pamiętam, jak wchodziłem do szatni: był Ławka, był Maks, byli starsi zawodnicy...trochę czasu minęło i teraz wchodzą młodzi zawodnicy, pewnie za jakiś czas będą wspominać: "był Adam, też pewnie doświadczony zawodnik...". Zawsze się zastanawiałem, jak ktoś mówił, że ta kariera tak szybko przelatuje. Pamiętam, jak miałem 20 lat, myślałem: ale jak, jeszcze tyle lat grania! A tak naprawdę leci sezon po sezonie, runda po rundzie, chwila przerwy, obóz jeden-drugi, chwila-moment i sezon przeleciał! Czas szybko ucieka, co zrobić, czasu się nie kupi...

PP: Szatnia seniorska, do której wchodziłeś, a szatnia teraz to dwa różne światy?

AF: To nie tylko szatnia, to jest wszystko. Wystarczy spojrzeć na dzieciaki teraz i na to jak my byliśmy młodzi, co robiliśmy, a co robią oni. Szatnie piłkarskie się zmieniają, zasady, hierarchie... Na początku wiele osób chciało z tym walczyć, ale to nie ma sensu; trzeba się dostosować, że młodzi naciskają.

PP: Jak zmieniły się warunki do treningu, pamiętasz słynną, kołobrzeską "Saharę"?

AF: Nie, no! Warunki się zmieniają. Pamiętasz, jak powstało pierwsze, sztuczne boisko pod Kołobrzegiem, w Podczelu? Jeździliśmy rowerami czy autobusami po to, żeby sobie pokopać na sztucznej trawie? Nie była to taka sztuczna trawa jak teraz, bardziej był to dywan, wykładzina..., robiłeś wślizg, to się ścierałeś... ale człowiek był cały zajarany. A jak siatki wisiały na jakiejś bramce, to już w ogóle była petarda. A teraz gdzie się nie obejrzysz: orlik jeden, drugi, ale: pusty! To jest lipa. Jakoś te dzieciaki trzeba zachęcać, ale wiadomo, że teraz rozrywek jest więcej, więcej zajęć ciekawych mają w domu, a nie na zewnątrz.

PP: Do Kołobrzegu coraz rzadziej cię widać...

AF: Nie zapraszasz, to nie przyjeżdżam.

PP: To nie zarzut, ale chyba Szczecin stał się twoim prawdziwym domem?

AF: Dom, trzeba tak to nazwać. Na pewno dom piłkarski, jestem tu już osiem lat. Poza tym nie zamierzam wracać do Kołobrzegu - jeśli będziemy się widywać, to albo ja do ciebie, albo ty do mnie. Dobrze mi w Szczecinie, dobrze się tu czuję, wiążę swoją przyszłość z tym miastem, więc po co to zmieniać?

PP: W Szczecinie pewnie "Szwaczki" nie znają? Możesz powiedzieć, o co chodzi?

AF: Słuchaj! Miał być wywiad koleżeński, a ty wyciągasz brudy z dzieciństwa? Myślę, że w Szczecinie mało ludzi o tym wie... W Kołobrzegu nazywali mnie "Szwaczka", ale tylko dlatego, że mojego brata Tomka tak nazywali, a z racji tego, że jestem młodszy, odziedziczyłem tę "ksywkę". I tyle.

PP: W szatni nikt o tym nie wie?

AF: Nie. Chyba nie... Będziesz musiał to wyciąć, żeby się nie dowiedzieli, bo później będą wołać do mnie. Tak jak na jakimś meczu - to już kilka razy - pamiętasz tego sędziego z Kołobrzegu, Adasia Ciszewskiego... On często przyjeżdża na mecze do Szczecina. I wiesz, jak to na meczu: nie słyszysz z trybun wszystkiego; czasami mniej, czasami więcej. I nagle - a trzeba powiedzieć, że Adaś głosik ma mocny - biegasz, biegasz i nagle z trybun: "Szwaczka, dawaj! Szwaczka!". Od razu wiadomo, że to on! A jak byliśmy - w Gdańsku chyba, na wyjeździe - po meczu podeszliśmy do kibiców podziękować za doping... Śpiewamy, klaszczemy i nagle z trybun: "Szwaczka, Szwaczka...!". Patrzę: a tu chłopaki z Kołobrzegu; Milka, z którym do szkoły chodziłem, Grzybek... Ale będziesz musiał to wyciąć, żeby się nikt nie dowiedział, będą się śmiać ze mnie...

PP: O "Pluskwę" mam nie pytać?

AF: Aaaaa... jeszcze jedna "ksywka", bo byłem - jeszcze w latach szkolnych - najmniejszy i chłopacy mnie nazywali: "Pluskwa", "Pluskwicz". Mało kto tak do mnie mówi. "Jędza" czasami ["Jędza" - Artur Jędrzejczyk, Legia Warszawa - przyp. red.] na meczu, albo jak się widzimy, woła tak do mnie. W Warszawie podłapał! Tak mu zostało, zawsze się śmiejemy!

PP: Sam wspomniałeś o kolegach ze szkoły. Pochwal się: do jakiej szkoły chodziłeś w Kołobrzegu?

AF: Technikum Gastronomiczne. Kucharzem miałem zostać...

PP: Lepszy z ciebie kucharz czy piłkarz?

AF: Nie wiem. Umiem gotować! Teraz: włączasz człowieku termomiksy, te sprawy, włączasz, danie można takie ugotować, nie trzeba kończyć technikum. Fajnie wspominam czasy szkoły! A w ogóle: jak wróciłem do Kołobrzegu z Bielska to miałem iść do tej szkoły, w której ty się uczyłeś. Miałem zostać uczonym, jak ty! Ale: nie przyjęli mnie, pamiętasz? W sumie dobrze się stało... Szkoda, że mi się nie udało skończyć tej szkoły, ale to dlatego, że pojechałem na testy do Legii, do Warszawy. Tam udało się zostać, ale szkoły nie skończyłem. Szkoda, bo mieć zawód to petarda, zwłaszcza w Kołobrzegu.

PP: Szkołę w końcu skończyłeś?

AF: Skończyłem, po wielu latach udało się zaocznie skończyć. Nie było łatwo, w Warszawie mogłem skończyć, ale - nie ma co ukrywać - były ciekawsze rzeczy do robienia, niż chodzenie po treningach do szkoły. A później musiałem się męczyć: dojeżdżać do szkoły, żeby ją w końcu zdać. No i zdałem. A nie każdemu się udaje!

PP: A co z gitarą? Nie pamiętam już w jakich okolicznościach, ale zapierałeś się, że na jakieś wydarzenie nauczysz się w końcu coś grać?

AF: Na święta! Ale nie mówiłem, które. Lipa! Zabrakło zapału, ale może jeszcze się kiedyś pouczę. Ale na lekcje chodziłem! Niestety, gitara poszła w odstawkę, na razie stoi i kurzy się. Ale czasami myślę, że popróbuję coś zagrać. Ale zapału już nie ma, ale może jeszcze będzie szansa, żeby poćwiczyć. Nie chciałem nauczyć się megadobrze grać ale, żeby pobrzdąkać; na grillu czy przy ognichu. Czasami mamy eventy, karaoke, albo coś... - fajnie byłoby wjechać z gitarą i pograć, zaimponować kilku ludziom, nie?

PP: W tym roku na karaoke cię zabrakło...

AF: Zabrakło, szkoda. Chciałem przynajmniej jechać na obóz z drużyną, ale konsultacja wypadła, nie było po co jechać. A tak: jechać, siedzieć, nic nie robić...?! Tylko by mnie to denerwowało.

PP: Po tylu latach obozu też ci brakowało?

AF: Wtedy jeszcze nie trenowałem. Oni na obozie, a ty siedzisz na chacie i oglądasz te filmiki.

PP: Nie chcę wypominać, ale w sierpniu "stukną" 32 lata. Zdążysz zagrać na nowym stadionie Pogoni?

AF: Czuję się bardzo młodo. Mam nadzieję, że zdążę. Mam wykupione krzesełka; jak nie uda się zagrać, to swoje miejsce będzie!

Z Adamem Frączczakiem rozmawiał Przemysław Polanin. Szybkiego powrotu do zdrowia oraz na boisko kapitanie!
Wywiad z Adamem Frączczakiem cz.1
Wywiad z Adamem Frączczakiem cz.2
Wywiad z Adamem Frączczakiem cz.3

Najnowsze Szczecin Region Polska i świat Sport Kultura Biznes

12345
  Autopromocja  
Zobacz
  Autopromocja  
Zobacz

radioszczecin.tv

Najnowsze podcasty