To były zdrowe zwierzęta - tak o martwym stadzie dzików spod Kołobrzegu mówi wojewódzki lekarz weterynarii.
Martwe dziki leżały w wodzie od kilku miesięcy. Specjaliści jednak zapewniają, że nie było możliwości, aby którykolwiek z nich był nosicielem choroby, ponieważ cała populacja badana jest na bieżąco. U żadnego zwierzęcia do tej pory nie wykryto przypadku pomoru.
- Żadna ekspertyza nie wykazała, aby były one nosicielami ASF, czyli afrykańskiego pomoru świń - mówi Grupiński. - Pobieraliśmy takie próbki w tym i ubiegłym roku. Od 2012 roku jest prowadzony monitoring, szczególnie jeśli chodzi o padłe dziki, i jak do tej pory nie było nawet jednego podejrzanego przypadku za wyjątkiem dwóch dzików przy granicy białoruskiej.
- W naszym regionie nigdy nie było żadnego przypadku pomoru. - dodaje zastępca powiatowego lekarza weterynarii w Kołobrzegu Zygmunt Szyndler. - Dlatego też nie zachodziło żadne podejrzenie, że ma to związek z afrykańskim pomorem. Dziki leżały w rzece od dwóch-czterech miesięcy, prawdopodobnie niektóre jeszcze z zeszłego roku. Nie było potrzeby badania mięsa padłych zwierząt. Tym bardziej, że ekspertyzy wykonywane na podstawie próbek pobieranych od padliny są często niewiarygodne.
W piątek raport służb weterynaryjnych w tej sprawie trafi na biurko wojewody.
Wyjaśnień żąda rosyjska służba weterynaryjna. Wszystko ma związek z rosyjskim embargiem na polską wieprzowinę, które Kreml wprowadził po wykryciu dwóch dzików chorych na ASF na wschodzie przy granicy Polski z Białorusią.