Dzieci, które dziś uciekają z Ukrainy, zdążyły zobaczyć piekło wojny - mówi koordynator punktu opieki nad dziećmi działającym na dworcu Szczecin Główny.
Jak mówi Andżelika Muchowska - o ile w pierwszych dniach rosyjskiej agresji na Ukrainę do Polski trafiały dzieci, które nie doświadczyły wojny, o tyle teraz dzieci mają za sobą pobyty w schronach, a ich ucieczki były dramatycznym doświadczeniem.
- To są już dzieci, które mają te emocje trudniejsze. Wystraszone, które mają problem żeby zostać, rozłączyć się od mamy, nawet na tę krótką chwilę. Tutaj wszystko idzie dość płynnie, informacja jest przekazywana szybko, więc te dzieci nie spędzają tutaj więcej niż pół godziny - mówi Muchowska.
Koordynatorka dodaje, że stara się utworzyć podobny punkt w hali uniwersytetu przy Sowińskiego, gdzie przygotowano miejsca dla 180. osób. Dzieci, które tam trafiają, spędzają całe dnie w nowym, obcym dla siebie środowisku.
- Dzięki wolontariuszom, którzy są tu z nami, możemy coś zaaranżować na szybko. Np. grę w piłkę czy coś takiego, tutaj na korytarzu. Chodzi o to, by zapanować nad tą sytuacją, która jest dynamiczna. Nie działamy w takich naturalnych środowiskach, które na co dzień tworzymy w placówkach. Tutaj działamy na gorąco - mówi Andżelika Muchowska.
Punkt opieki nad dziećmi będzie działał na dworcu tak długo, jak będzie trzeba. Wolontariusze dbają o to, żeby dzieci miały do swojej dyspozycji zabawki, ale wciąż potrzebne są na przykład kredki, flamastry czy kolorowanki.