To była wielogodzinna batalia negocjacyjna o to, w jaki sposób Unia Europejska ma reagować na falę migracyjną. Unijny szczyt, który zakończył się w piątek w Brukseli, przyniósł korzystne ustalenia dla Polski i pozostałych krajów Grupy Wyszehradzkiej o dobrowolnej relokacji, ale miał dramatyczny przebieg.
Premier Włoch chciał otrzymać na tym szczycie gwarancje, że wszystkie kraje wezmą na siebie odpowiedzialność za przyjmowanie migrantów, że Włochy nie będą już same z tym problemem. Prezydent Francji proponował utworzenie kontrolowanych ośrodków na terenie Unii, z których rozlokowywani byliby uchodźcy.
Tu zareagował premier Węgier: zagroził, że zerwie szczyt, jeśli nie pojawi się zapis o dobrowolności. Miał mocne poparcie Polski i pozostałych krajów Grupy Wyszehradzkiej.
Premier Mateusz Morawiecki przyznawał, że rozmowy były burzliwe.
- Te dyskusje były ostre, bilateralne, kuluarowe. Kilka razy przerywaliśmy te dyskusje, by coś uzgadniać w różnych konfiguracjach państwowych - przyznał premier Morawiecki.
Przez wiele godzin nie można było osiągnąć porozumienia. Były różne wersje dokumentów, ale za każdym razem były odrzucane. Albo przez Włochy, Maltę, Francję i kraje Beneluksu, albo przez Węgry wspierane przez Grupę Wyszehradzką. Ostatecznie zwyciężył postulat państw Wyszehradu.
Kolejna dyskusja o migracji odbędzie się na październikowym szczycie, ale tym razem ma już być spokojniej.