6 grudnia gdański Sąd Okręgowy ma wydać wyrok w procesie o naruszenie dóbr osobistych, jaki prezes Prawa i Sprawiedliwości wytoczył Lechowi Wałęsie. Powodem założenia sprawy przez Jarosława Kaczyńskiego była seria wpisów na koncie byłego prezydenta na Facebooku z 2016 roku.
Kaczyński i Wałęsa stawili się w czwartek w gdańskim sądzie. Prezes PiS podczas rozprawy mówił, że słowa byłego prezydenta to bardzo poważne zarzuty.
- Jeżeli powód twierdzi, że ja w istocie odpowiadam za śmierć własnego brata i to bliźniaka, czy też twierdzi, że jestem chory psychicznie albo, że organizowałem przeciwko niemu akcję, której w najmniejszym stopniu nie organizowałem, to są to wypowiedzi o faktach, które nie miały miejsca i mają one charakter strasznie obraźliwy na najwyższym poziomie jaki jest w ogóle możliwy - mówił Kaczyński.
Lech Wałęsa powiedział przed sądem, że z żadnych słów, które wypowiedział pod adresem Jarosława Kaczyńskiego się nie wycofuje.
- Uczyniłem to w dyskusji politycznej. Takie mam zdanie o Jarosławie Kaczyńskim. Przecież nie może być tak, że żołnierze nie wiedzą co zrobić, pogoda słaba, a oni o kotkach rozmawiają. No żarty - powiedział Wałęsa.
Jarosław Kaczyński zeznał, że w czasie lotu prezydenta Lecha Kaczyńskiego do Smoleńska rozmawiał z nim przez telefon, ale nie wydał polecenia o lądowaniu, bo nie miał takich kompetencji. Podkreślił, że jedynym tematem, jaki poruszył podczas ostatniej rozmowy z bratem, był stan zdrowia ich matki.
Prezes PiS domaga się przeprosin za słowa Lecha Wałęsy o tym, że "nie jest zdrowy, zrównoważony psychicznie" oraz za stwierdzenie, że wydał polecenia "wrobienia" go we współpracę z SB. Poza tym chce od Lecha Wałęsy wpłaty 30 tysięcy złotych na cel społeczny.