Polska chce, by komisarzem w nowej kadencji był Piotr Serafin, obecny przedstawiciel przy Unii Europejskiej.

Wśród 18 kandydatur tylko pięć to kobiety. A szefowa Komisji stawia na parytet.

- Po raz kolejny będę chciała mieć równą liczbę kobiet i mężczyzn przy komisyjnym stole. Chcę wybrać najlepszych, których cechuje głębokie zaangażowanie na rzecz Europy - tak Ursula von der Leyen mówiła przed miesiącem, kiedy Parlament Europejski zatwierdził ją na drugą kadencję przewodniczącej Komisji Europejskiej.

Na razie kraje nie zastosowały się do jej prośby, by przysłać dwie kandydatury - kobietę i mężczyznę, z których mogłaby wybrać komisarzy dopasowując ich do priorytetów Komisji i dziedzin. Presja więc będzie na ośmiu państwach, które do tej pory nie ogłosiły kogo typują na swojego komisarza, by do Brukseli wysłały kobiety. W tej grupie są Belgia, Bułgaria, Dania, Luksemburg, Portugalia, Rumunia i Włochy.

Wybór kandydatów na komisarzy przez Ursulę von der Leyen to dopiero pierwszy krok na drodze do stworzenia nowej Komisji Europejskiej. Bo te kandydatury muszą jeszcze uzyskać akceptację europosłów.

Przesłuchania na komisjach parlamentarnych mają się zacząć w przyszłym miesiącu. I już na tym etapie możliwe jest odrzucenie jakiegoś kandydata. Właściwie tradycją ostatnich kilkunastu lat stało się, że Parlament Europejski zawsze kogoś utrąca. Wtedy kraj musi przedstawić nowego kandydata. Ostatnim etapem jest głosowanie na sesji plenarnej całego składu Komisji Europejskiej.