Obowiązkowe badania tzw. "dojrzałości szkolnej" wprowadzają kolejne niepubliczne podstawówki, także ze Szczecina. To reakcja na reformę edukacji.
Rodzice zapisują sześciolatki do pierwszych klas od kilku lat, ale w tym roku połowa rocznika dzieci w tym wieku jest objęta obowiązkową edukacją.
Dyrektor Społecznej Szkoły Podstawowej nr 1 w Szczecinie, Marzena Ukraińska wyjaśnia, że w jej szkole rekrutacja była prowadzona od lat. Teraz zmienił się tylko system oceniania kandydatów.
- Zmieniamy go wraz ze zmianami, jakie zachodzą w podstawie programowej, czyli obniżającym się wiekiem naszych kandydatów - mówi Ukraińska. - Polega to na tym, że dzieci biorą udział w lekcji testowej. W trakcie takich zajęć maluchy bawią się w grupie, a my obserwujemy jak reagują na polecenia osoby dorosłej oraz jak funkcjonują z innymi dziećmi. Nie wymagamy umiejętności czytania i pisania.
Rodzice mają podzielone zdania na temat testów dojrzałości szkolnej. Według niektórych, to dobry pomysł. Zdaniem innych, takie "testy" są zbyteczne. - Moja córka poszła do szkoły w wieku sześciu lat, ale nie przechodziła żadnych testów. Potrzebna była tylko opinia z przedszkola.
Jak zaznacza dyrektor społecznej podstawówki to, że dziecko nie dostanie się nie oznacza, że nie nadaje się do pierwszej klasy.
- Nie mamy ani kompetencji, ani prawa do wydawania opinii psychologiczno-pedagogicznej. To jest tylko i wyłącznie nasza, wewnętrzna rekrutacja, którą przeprowadzamy ze względu na dużą liczbę chętnych - wyjaśnia Ukraińska. - Dzieci, które nie dostaną się do naszej szkoły, nie są w żaden sposób gorsze.
Opinie o gotowości szkolnej, na podstawie których dyrektorzy szkół mogą odroczyć wcześniejszą edukację, wydają poradnie psychologiczno-pedagogiczne. W Szczecinie w kolejce czeka kilkuset rodziców.
Dyrektor Społecznej Szkoły Podstawowej nr 1 w Szczecinie, Marzena Ukraińska wyjaśnia, że w jej szkole rekrutacja była prowadzona od lat. Teraz zmienił się tylko system oceniania kandydatów.
- Zmieniamy go wraz ze zmianami, jakie zachodzą w podstawie programowej, czyli obniżającym się wiekiem naszych kandydatów - mówi Ukraińska. - Polega to na tym, że dzieci biorą udział w lekcji testowej. W trakcie takich zajęć maluchy bawią się w grupie, a my obserwujemy jak reagują na polecenia osoby dorosłej oraz jak funkcjonują z innymi dziećmi. Nie wymagamy umiejętności czytania i pisania.
Rodzice mają podzielone zdania na temat testów dojrzałości szkolnej. Według niektórych, to dobry pomysł. Zdaniem innych, takie "testy" są zbyteczne. - Moja córka poszła do szkoły w wieku sześciu lat, ale nie przechodziła żadnych testów. Potrzebna była tylko opinia z przedszkola.
Jak zaznacza dyrektor społecznej podstawówki to, że dziecko nie dostanie się nie oznacza, że nie nadaje się do pierwszej klasy.
- Nie mamy ani kompetencji, ani prawa do wydawania opinii psychologiczno-pedagogicznej. To jest tylko i wyłącznie nasza, wewnętrzna rekrutacja, którą przeprowadzamy ze względu na dużą liczbę chętnych - wyjaśnia Ukraińska. - Dzieci, które nie dostaną się do naszej szkoły, nie są w żaden sposób gorsze.
Opinie o gotowości szkolnej, na podstawie których dyrektorzy szkół mogą odroczyć wcześniejszą edukację, wydają poradnie psychologiczno-pedagogiczne. W Szczecinie w kolejce czeka kilkuset rodziców.