Nie przyszło nas tyle, ile w ubiegłym roku, bo nie ma takiego zagrożenia jak rok temu - mówiła podczas manifestacji w rocznicę "czarnego protestu" w Szczecinie Anna Rybakiewicz z Komitetu Obrony Demokracji.
Z kolei Małgorzata Prokop-Paczkowska z inicjatywy "Ratujmy Kobiety" zapewniała, że zagrożenie wciąż istnieje i wskazywała, z której strony może nadejść.
- Polski Kościół Katolicki jest taki, że jak dać mu palec, to drapnie całą rękę. A teraz chce nas całych. Jak będziemy w ciąży z istotą - bo nie z dzieckiem - która nie ma głowy, mózgu, to nie będzie nam już wolno decydować. Nie będziemy mogły zadecydować o tym czy ten płód urodzić, czy nie - mówiła podczas manifestacji na placu Solidarności.
Zdaniem Magdaleny Ogórek, byłej kandydatki SLD na prezydenta kraju, feministki, które organizowały "czarny protest", wprowadziły Polki w błąd.
- To, że panie feministki stawiły się dzisiaj tak nielicznie podczas protestu wskazuje przede wszystkim na to, że ten ferment dogasa. Ferment, który w zeszłym roku był sztucznie wykreowany przez Komitet Obrony Demokracji oraz podsycany przez część mediów, tzw. liberalnych - uważa Magdalena Ogórek.
Według policji, we wtorkowej manifestacji w Szczecinie wzięło udział około 300 osób.
We wtorek "czarne protesty" odbyły się także w innych miastach Polski, między innymi w Kołobrzegu. Tam, na placu przed miejscowym molo, frekwencja również nie była tak duża, jak rok temu, ale kilkadziesiąt osób zapewniało, że walka nadal trwa.
- Nie chcę, żeby ktoś inny za mnie decydował. Popieramy wolność wyboru kobiety do stanowienia o własnym życiu i o własnym macierzyństwie - mówiły manifestujące. - Jako kobiety walczymy o to, żeby nie naruszono naszej autonomii i aby nas nie uprzedmiotawiano.
Podczas protestu w Kołobrzegu zbierano również podpisy pod petycją w ramach akcji "Ratujmy kobiety" mającej na celu wprowadzenie ustawy legalizującej aborcję, dającej powszechny dostęp do taniej antykoncepcji i wprowadzający edukację seksualną w szkołach.
Pierwsze "czarne protesty" odbyły się dokładnie rok temu. Wówczas Polki wyszły na ulice, by sprzeciwić się zaostrzeniu prawa aborcyjnego. Nie chciały, aby Sejm kontynuował prace nad obywatelskim projektem ustawy, który całkowicie zakazywał przerywania ciąży. Ostatecznie w październiku ubiegłego roku Sejm odrzucił obywatelski projekt.
Według obecnie obowiązujących w Polsce przepisów, ciążę można przerwać, gdy zagraża życiu matki, jest skutkiem gwałtu lub kazirodztwa albo płód jest poważnie uszkodzony.
- Polski Kościół Katolicki jest taki, że jak dać mu palec, to drapnie całą rękę. A teraz chce nas całych. Jak będziemy w ciąży z istotą - bo nie z dzieckiem - która nie ma głowy, mózgu, to nie będzie nam już wolno decydować. Nie będziemy mogły zadecydować o tym czy ten płód urodzić, czy nie - mówiła podczas manifestacji na placu Solidarności.
Zdaniem Magdaleny Ogórek, byłej kandydatki SLD na prezydenta kraju, feministki, które organizowały "czarny protest", wprowadziły Polki w błąd.
- To, że panie feministki stawiły się dzisiaj tak nielicznie podczas protestu wskazuje przede wszystkim na to, że ten ferment dogasa. Ferment, który w zeszłym roku był sztucznie wykreowany przez Komitet Obrony Demokracji oraz podsycany przez część mediów, tzw. liberalnych - uważa Magdalena Ogórek.
Według policji, we wtorkowej manifestacji w Szczecinie wzięło udział około 300 osób.
We wtorek "czarne protesty" odbyły się także w innych miastach Polski, między innymi w Kołobrzegu. Tam, na placu przed miejscowym molo, frekwencja również nie była tak duża, jak rok temu, ale kilkadziesiąt osób zapewniało, że walka nadal trwa.
- Nie chcę, żeby ktoś inny za mnie decydował. Popieramy wolność wyboru kobiety do stanowienia o własnym życiu i o własnym macierzyństwie - mówiły manifestujące. - Jako kobiety walczymy o to, żeby nie naruszono naszej autonomii i aby nas nie uprzedmiotawiano.
Podczas protestu w Kołobrzegu zbierano również podpisy pod petycją w ramach akcji "Ratujmy kobiety" mającej na celu wprowadzenie ustawy legalizującej aborcję, dającej powszechny dostęp do taniej antykoncepcji i wprowadzający edukację seksualną w szkołach.
Pierwsze "czarne protesty" odbyły się dokładnie rok temu. Wówczas Polki wyszły na ulice, by sprzeciwić się zaostrzeniu prawa aborcyjnego. Nie chciały, aby Sejm kontynuował prace nad obywatelskim projektem ustawy, który całkowicie zakazywał przerywania ciąży. Ostatecznie w październiku ubiegłego roku Sejm odrzucił obywatelski projekt.
Według obecnie obowiązujących w Polsce przepisów, ciążę można przerwać, gdy zagraża życiu matki, jest skutkiem gwałtu lub kazirodztwa albo płód jest poważnie uszkodzony.