Straty oceniano wówczas na ponad 55 milionów złotych. Tyle pochłonęła największa w powojennym Szczecinie awaria energetyczna, która wydarzyła się dokładnie 10 lat temu. Był wtorkowy poranek 2008 roku. Bezpośrednim powodem blackoutu były intensywne opady mokrego śniegu.
Tysiące mieszkańców pozbawionych zostało prądu. - Sąsiedzi przychodzili do mnie, żeby dzwonić, bo miałem telefon stacjonarny. Byłam wściekła. Wyszedłem z kina późną nocą i trafiłem w ciemność. Nie mieliśmy wody i brat przyjechał do nas z baniakami, żeby się umyć. Jechałem na uczelnię i nie było zająć. Dużo bezdomnych było. Jakby więcej niż zwykle. Trochę jakby przejmowali władzę w mieście. Najgorzej, że zamrażarka się rozmrażała - tak szczecinianie wspominają wydarzenia sprzed dekady.
Część mieszkańców blackout wspomina raczej z uśmiechem. - Można żyć bez prądu. Nie przesadzajmy. Nastrojowo, przy świeczkach. Rodzice zapalili świece i wspominają to jako bardzo romantyczny czas - mówią.
Pierwsze problemy sygnalizowano około północy. - Dziś nawet przy podobnej pogodzie powinniśmy spać spokojnie - zapewnia rzecznik spółki Enea Operator Sylwia Rycak. - W czasie tych 10 lat proces inwestycyjny na obszarze działania Enea Operator oddział dystrybucji Szczecin wyniósł około 1,5 mld złotych.
Prąd do naszych mieszkań zaczął wracać mnie więcej po 12 godzinach, ale usuwanie skutków awarii trwało jeszcze przez wiele dni.