Nie żyje znany muzyk Robert Brylewski. Informację o jego śmierci przekazał zespół Izrael, którego był członkiem.
Robert Brylewski był związany ze sceną punk i reggae. Karierę zaczynał pod koniec lat 70. w zespole Kryzys. Później grał m.in. w Brygadzie Kryzys i Armii, założył także zespół Izrael, jedną z pierwszych grup w Polsce grających muzykę reggae.
W latach 90. zainteresował się muzyką elektroniczną, był także realizatorem muzycznym. W tamtym czasie współpracował m.in. z Tymonem Tymańskim. W 2012 roku wydał swoją autobiografię pod tytułem "Kryzys w Babilonie. Autobiografia".
Wieloletni współpracownik Brylewskiego, Muniek Staszczyk, wspomina go jako bliskiego przyjaciela.
- Robert, to całe moje dorosłe życie, znaliśmy się 38 lat, gdyby nie jego kapela Kryzys, to by nie było tego, co później sam zrobiłem, nie założyłbym pierwszego swojego zespołu, gdyby nie występ Kryzysu w 1980 roku w Teatrze Letnim w Sopocie. Znaliśmy się najpierw z pozycji fan - idol, a później z pozycji kumpli, przyjaciół. Miał na mnie ogromny wpływ, zawsze go podziwiałem, kochałem go jak brata - podkreśla Staszczyk.
Robert Brylewski w ostatnich tygodniach był w śpiączce. Miał 57 lat.
W latach 90. zainteresował się muzyką elektroniczną, był także realizatorem muzycznym. W tamtym czasie współpracował m.in. z Tymonem Tymańskim. W 2012 roku wydał swoją autobiografię pod tytułem "Kryzys w Babilonie. Autobiografia".
Wieloletni współpracownik Brylewskiego, Muniek Staszczyk, wspomina go jako bliskiego przyjaciela.
- Robert, to całe moje dorosłe życie, znaliśmy się 38 lat, gdyby nie jego kapela Kryzys, to by nie było tego, co później sam zrobiłem, nie założyłbym pierwszego swojego zespołu, gdyby nie występ Kryzysu w 1980 roku w Teatrze Letnim w Sopocie. Znaliśmy się najpierw z pozycji fan - idol, a później z pozycji kumpli, przyjaciół. Miał na mnie ogromny wpływ, zawsze go podziwiałem, kochałem go jak brata - podkreśla Staszczyk.
Robert Brylewski w ostatnich tygodniach był w śpiączce. Miał 57 lat.