Mijają dwa lata od decyzji większości unijnych krajów dotyczącej obowiązkowego przyjęcia uchodźców. Chodzi o rozlokowanie 120 tysięcy uciekinierów przebywających w obozach w Grecji i we Włoszech. Dla każdego kraju przypisano obowiązkową kwotę migrantów.
W związku z odmową przyjęcia uchodźców komisarz do spraw migracji Dimitris Avramopoulos kilkanaście dni temu groził konsekwencjami Polsce, Czechom i Węgrom. - Kraje członkowskie muszą wykazać się solidarnością. Jeśli sytuacja nie zmieni się, skierujemy pozew do unijnego Trybunału Sprawiedliwości - mówił Avramopoulos.
Polska argumentuje, że nie ma pełnych gwarancji prawidłowej identyfikacji uchodźców. Premier Beata Szydło mówiła w czwartek, że Warszawa nie zmieni zdania w tej sprawie. - Nie mogę pozwolić sobie na to, żeby ulegać szantażom, prowadzić niemądrą politykę i narażać bezpieczeństwo polskich obywateli - mówiła szefowa rządu.
Minister spraw wewnętrznych i administracji Mariusz Błaszczak zapewnił, że polityka migracyjna polskiego rządu nie zmieni się pod wpływem międzynarodowych nacisków. Zdaniem gościa Polskiego Radia 24, przyjęte dwa lata temu rozwiązania stanowią niebezpieczny precedens.
- Tu nawet nie chodzi o tę skandaliczną decyzję z 2015 roku o przyjęciu nawet 11 tysięcy emigrantów z Bliskiego Wschodu i Północnej Afryki. Tu chodzi o to, że Komisja Europejska chce ustanowić stały mechanizm. Zgodzimy się raz, a potem okaże się, że mamy przyjmować - mówił Błaszczak.
Unijny program obowiązuje do 26 września i teoretycznie do tego dnia 120 tysięcy osób powinno być rozmieszczonych w krajach członkowskich. Z danych Komisji wynika, że na razie rozlokowanych zostało nieco ponad 27 tysięcy. Żaden kraj nie przyjął wymaganej liczby uchodźców. Bliskie wypełnienia zobowiązań są: Malta, Finlandia oraz Litwa, Łotwa, Luksemburg i Szwecja.