Przemysław Gołyński rozmawia z emigrantem ze Szwecji, który w Polsce - po tym, jak był szykanowany we własnym kraju - szuka spokoju.
Uchodźcy zazwyczaj uciekają z krajów objętych działaniami wojennymi lub stamtąd, gdzie są prześladowani. Szwecja jawi się nam jako kraj bezpieczny, gdzie to właśnie uchodźcy szukają schronienia. Okazuje się, że są wyjątki od tej reguły. Tym razem to obywatel Szwecji szuka schronienia w Polsce.
Twierdzi, że jest tam prześladowany, bo ujawnił, że na uchodźcach w Szwecji można zarabiać. I to małym kosztem. Za swoją działalność został pobity i szykanowany przez policję. Media w Szwecji twierdzą, że robi "z igły widły", a azylu w Polsce chce tylko dlatego, że nazwano go "pieprzonym Arabem".
- Jesteś obywatelem Szwecji, ale pochodzisz z Azerbejdżanu. Kiedy przyjechałeś do Szwecji?
- Pod koniec lat 90.
- Znajdujemy się obecnie w miejscu, które chcesz, by pozostało tajne, bo postanowiłeś poprosić o azyl w Polsce. Do tego przejdziemy za chwilę, ale zanim nam to wytłumaczysz, proszę: opowiedz o swoich pierwszych latach w Szwecji po przyjeździe z Azerbejdżanu.
- Przyjechałem z Baku i postanowiłem od razu, że nauczę się języka szwedzkiego. Bo jeśli znasz język, to poznajesz też kulturę danego kraju. Na początku z wyróżnieniem zakończyłem kurs języka szwedzkiego dla imigrantów. Później uczyłem się języka na różnych poziomach, co pozwoliło mi się bardzo dobrze zintegrować ze szwedzkim społeczeństwem. Przez całe 24 lata pobytu w Szwecji przebywałem i pracowałem niemal wyłącznie wśród Szwedów.
- Czy można powiedzieć, że traktowałeś Szwecję jako swoją ojczyznę i byłeś w tym kraju szczęśliwy?
- Powiem tak: zwiedziłem 57 krajów świata. Zawsze starałem się, by postrzegano mnie jako dobrze wykształconego człowieka pochodzącego z Azerbejdżanu, ale również jako obywatela Szwecji - najlepszego kraju na świecie. Na wielu płaszczyznach. Nigdy nie pomyślałem, że któregoś dnia będę musiał uciekać z mojego domu.
- Przejdźmy zatem do wydarzenia, które przyczyniło się w dużym stopniu do Twojej decyzji o opuszczeniu Szwecji i poproszenia o azyl w Polsce. Jak do tego doszło?
- Pracowałem wtedy w ratownictwie Falck i miałem kontakt z rodzinami uchodźców, które prosiły mnie o pomoc. Były przestraszone. Nie miały odwagi chodzić do kościoła.
- Co to były za rodziny?
- To byli ludzie, którzy mieszkali w hotelu Amigo, który pełnił rolę ośrodka dla uchodźców, a którym zarządzała firma Faroy AB, gdzie wcześniej byłem zatrudniony i szykanowany. Pomogłem tym ludziom znaleźć inne miejsce do mieszkania, również dzięki pomocy szwedzkich księży. Okazało się, że w ośrodku prześladowano dzieci i kobiety, bo byli chrześcijanami. Ja i moja rodzina jesteśmy chrześcijanami, dlatego im pomagałem.
- Ale dlaczego musiałeś im pomagać? Przecież w Szwecji jest wiele instytucji i organizacji, które istnieją po to, by pomagać. A szczególnie imigrantom i uchodźcom?
- Te formy pomocy istnieją tylko na papierze. Szwedzi są bardzo sprytni w eksporcie reklamy swojego kraju. Dla tych ludzi szukałem pomocy w opiece społecznej, kontaktowałem się w tej sprawie także z policją. W rezultacie traktowano ich jeszcze gorzej. Powiedziano mi, że jako Szwed i chrześcijanin nie potrzebuje im pomagać, że jestem głupcem. Szef opieki społecznej powiedział mi: "jesteś stuknięty, Ahad!". Ci ludzie prosili mnie o pomoc i dlatego to robiłem. Oni mieli obrazki Jezusa Chrystusa w swoich pokojach, a w nocy byli bici. Kobiety się bały.
- Czy przypadkiem władze i urzędnicy nie odbierali Ciebie jako osoby czepiającej się wszystkiego, mówiącej im, co mają robić?
- Oni wiedzieli, że jestem lepiej od nich wykształcony, posiadam dobre kontakty z lokalnymi politykami i że znam prawo. Również to międzynarodowe. Że potrafię zakwestionować ich decyzje i wytknąć im ich błędy. Nigdy nie brałem udziału w żadnej bójce. Rozmawiałem z politykami z partii socjaldemokratycznej, którzy przed wyborami zawsze obnoszą się z plakatami, które mówią jak oni kochają imigrantów: "Im bardziej masz ciemniejszą skórę tym bardziej Cię kochamy". To właśni oni, razem z moim byłym szefem - właścicielem ośrodka dla uchodźców - totalnie zmienili moje życie budowane od 42 lat.
- Opowiedz proszę o tym pożarze, który miał miejsce w tym ośrodku dla azylantów.
- Pracowałem tam wtedy jako pedagog i wychowawca. 16 marca 2016 roku w nocy obudziłem się za potrzebą i poczułem zapach dymu. Zauważyłem, że pali się piwnica hotelu. Obudziłem natychmiast wszystkich przebywających wtedy w budynku ludzi. Również pozostały personel. Nie było wyjścia ewakuacyjnego, dlatego musiałem wyważyć jedno z drzwi, wyprowadziłem nimi dzieci i jednego z moich kolegów. Wróciłem do hotelu i wziąłem ręcznik. Chciałem gasić ten pożar, ale w środku nie było żadnej nadającej się do użycia gaśnicy. Były tam dwie małe gaśnice jakich używa się w samochodach lub campingach. Wychodzę z budynku i wtedy pojawia się straż pożarna i karetki pogotowia. Dziękują mi. Mówią, że gdyby mnie tam nie było, to hotel by się spalił, a jego mieszkańcy mogli zginąć. W budynku nie było żadnych systemów alarmowych. Dowódca strażaków nawet nie wiedział, że w budynku mieszkają ludzie. Na miejsce przyjechał mój szef, Peter Borg, który zaproponował mi płatny, dwuletni urlop. Powiedział, że spisałem się na medal. Spytałem, czy mówi poważnie, bo przecież kto nie chciałby mieć płatnego urlopu?! Powiedział, że firma otrzymuje dużo pieniędzy od Urzędu Migracyjnego. Możemy zrzucić winę na jakieś dziecko, że zaprószyło ogień. Powiedziałem wtedy, że ogień ktoś musiał podłożyć z zewnątrz. Strasznie się wtedy wkurzyłem. Dzień później spotkałem się z dziennikarzem lokalnej gazety i skrytykowałem mojego pracodawcę za brak zabezpieczeń przeciwpożarowych. Zaczęto mnie później zastraszać, kazali siedzieć cicho, próbowali przekupić. W końcu wyrzucili mnie z pracy,
- I teraz przechodzimy do tego dramatycznego zdarzenia, jakie miało miejsce... ile dni po pożarze?
- Mówisz o zamówionej interwencji policji? Doszło do niej kilkanaście dni po pożarze w hotelu. Pracowałem już wtedy w ratownictwie Falck. Dostałem z centrali sms'a, że w hotelu Amigo doszło do jakiejś rozróby i wysłano tam karetki pogotowia oraz radiowozy policji. Zadzwoniłem i zapytałem mojego przełożonego Christera Franssona, czy mogę jechać na miejsce i zrobić zdjęcia dla mediów? Zgodził się, bo zawsze robiono tak w przypadku jakichś wypadków czy pożarów. Na miejscu w Emmaboda byłem o godz. 19. Niepokoje rozpoczęły się tam o godz. 16-tej. Azylanci zarzucali personelowi, że wydają za małe porcje żywnościowe. Kiedy się tam pojawiłem zarówno pogotowie jak i policja powoli opuszczali miejsce zdarzenia. Jedna z kobiet była w stanie szoku. Zrobiłem kilka zdjęć. Personel hotelu Amigo wskazał azylantom mnie i powiedzieli im po angielsku, że jestem reporterem-rasistą, że mają mi odebrać aparat fotograficzny. Personel sprowokował tych ludzi, którzy mnie nie znali. Oni wiedzieli, że będę ich krytykował w lokalnej gazecie. Wytłumaczyłem później tym ludziom, że właściciele firmy, która zarządza tym ośrodkiem, robią to wyłączenie dla pieniędzy. Później azylanci przeprosili mnie i zaprosili do siebie na kawę i opowiedzieli o warunkach w jakich mieszkają. Wszystko to nagrałem. Trzy dni później, 26 kwietnia po godz. 10 dzwonią do mnie i mówią, że przyjechali do nich moi przyjaciele - dziennikarze. Mówią, że chcą z nimi rozmawiać, ale że się boją i proszę, żebym do nich przyjechał. Boją się, że personel znowu będzie kłamać. Dostałem pozwolenie z pracy, by do nich podjechać i ubrany w służbowe ubranie ratownika przybyłem na miejsce pół godziny później. Byłem świadkiem kilku wywiadów w ich pokojach. Personel hotelu mówi mi, że będę miał z tego powodu problemy. Jestem tam do godz. 11.50 po czym wychodzę z budynku razem z jednym z dziennikarzy. Umawiamy się z uchodźcami, że o godz. 13. spotkamy się u Jana Hagerstroema, w domu kultury, by ten pomógł im założyć stowarzyszenie. Przed wejściem do hotelu jeden ochroniarz mówi mi, że jestem tu niemile widzianą osobą. Nie możesz tu przebywać. Kiedy już stamtąd odchodziłem, nagle pojawia się przede mną policyjny radiowóz z miasta Nybro, jest w nim - wyglądająca na miłą kobietę - policjantka i mówi do mnie: "jesteś terrorystą, stój tu i nigdzie się nie ruszaj". Zapytałem, czy to jakiś żart. Powiedziałem, że jestem pracownikiem ratownictwa Falck. Ona na to, że zaraz tu będzie jej kolega, który ma się mną zająć. Powiedziała żebym oddał jej dowód tożsamości. Oddałem jej dowód. Wzięła go i weszła do budynku. Po około pięciu minutach zjawia się ten policjant-idiota Jerry B. z miasta Vaxjo. W tej małej miejscowości Emmaboda nie ma posterunku, ale jakim cudem po tak krótkim czasie przyjeżdża radiowóz z miasta położonego o 60 km od Emmaboda? Moim zdaniem wszystko było wcześniej zaplanowane przez właściciela firmy, która zarządzała ośrodkiem dla uchodźców. Ten policjant, który przyjechał, zaczął mnie wyzywać od terrorystów, pieprzonych Arabów etc. W tym momencie czułem już, że to nie skończy się dobrze. Byłem gotowy stawić im opór fizyczny lub "załatwić ich" prawnie. Nie chciałem się jednak wdawać z nimi w bójkę, bo respektuję prawo. Przepraszałem ich ciągle za to co zrobiłem, ale niczego w złego w tym nie było. Wciągnął mnie do samochodu, jak jakieś g... Zapytałem go, co najmniej 10 razy, dlaczego muszę siedzieć w radiowozie? Proszę wytłumacz mi, dlaczego?
- Ten policjant powiedział później, że chcieli Ciebie po porostu stamtąd przegonić. Słyszeli również, że krzyczałeś na nich i wyzywałeś od pieprzonych nazistów.
- Mam nagranie. Niech kłamią, ile chcą. Mam jeszcze więcej rzeczy do pokazania. Niech kłamie do końca, on i jego szefowie.
- Co dzieje się po tym jak już Cię wsadzono do radiowozu?
- Wciśnięto mnie tam jakbym był jakimś pedofilem, jak jakiegoś złodzieja napadającego na emerytów, bijącego dzieci. To przecież jest działanie wbrew przepisom prawa: to narusza prawa człowieka. Po drugie: nie informują, dlaczego zabierają mnie stamtąd. Jedziemy tym radiowozem, przez radio policjant informuję centralę, że gdzieś mnie wiozą. Później policjant mówi mi, że wywiezie mnie do lasu. Jechał bardzo szybko, dodatkowo był zestresowany. Powiedział przez radio, że wywiezie mnie do lasu. Policjanci się śmiali. Wjechał w jakąś drogę pełną krzaków. Wtedy pomyślałem sobie, że być może nie jest wcale policjant albo ma jakieś zaburzenia. Znajdowałem się w aucie z dwoma uzbrojonymi ludźmi. Nie życzę jemu jego rodzinie ani znajomym, tego piekła przez które musiałem wtedy przejść... Jesteśmy w lesie....
- Chcą Ciebie tam wypuścić?
- Nie, nie wypuścić. Oni wyrywają mnie z radiowozu siłą. Na nagraniu policjant mówi, że wyrwie mnie z samochodu. Moje stopy zaklinowały się w drzwiach. Jeden z policjantów kopie mnie z jednej strony tak, bym wyszedł z auta. Drugi od strony drzwi bierze mnie za ubranie. To wszystko dzieje się w środku lasu. Myślę sobie: "kurde, przecież tak policjanci w Szwecji się nie zachowują". Byłem dla nich kimś mniej wartym od człowieka. Chyba nie zasługiwałem, by przewieźć mnie na komisariat policji w Vaxjo lub do Kalmar czy Karlskrony? Jeśli byłem według nich tak groźny, to dlaczego nie zostałem zabrany na posterunek, tylko do lasu? Tak zachowuje się szwedzka policja? Co by się stało, gdybym był chory na białaczkę, miał padaczkę lub jakąś inną chorobę? Mógłbym tam umrzeć. Mogliby wtedy powiedzieć, że zbierałem tam grzyby i po prostu mi się tam umarło. Tak by to przedstawili w prasie.
- W jakiej odległości byliście wtedy od Emmaboda?
- Kwadrans lub jakieś 12 minut jechałem tym radiowozem. Nagrywanie włączyłem jakieś trzy, cztery minuty przed dojechaniem do lasu. Wydawało mi się, że jedziemy do Kalmar, ale oni zdecydowali się mnie wywieźć i zastraszyć.
- W jakim momencie dochodzi do użycia siły przez policjantów? Kiedy zostałeś uderzony?
- To stało się przed włączeniem przeze mnie dyktafonu. Uderzono mnie także wtedy, kiedy wyciągnięto mnie siłą z radiowozu, jest to nagrane. Wtedy, kiedy mówiłem mu, że nie jest policjantem, bo policjanci w Szwecji są dobrzy i nie robią takich rzeczy. Pytałem go wtedy dlaczego mnie bije.
- Zatem pierwsze uderzenie w głowę otrzymujesz w samochodzie, zanim Cię wywlekają z radiowozu w lesie?
- Nie, pierwszy raz uderzają mnie jeszcze zanim wsiadamy do samochodu. Od Jerrego otrzymuję uderzenie zewnętrzną stroną dłoni, ten drugi tylko się śmiał.
- A jak to wyglądało w lesie?
- Kiedy mówię mu, że nie jest policjantem, bo tak policjanci w Szwecji się nie zachowują, to wyzywa mnie od pieprzonych Arabów. Odpowiedziałem wtedy, że nie jestem Arabem. On na to: żebym wracał do swojego pieprzonego kraju, nienawidzę takich jak Ty, jesteś idiotą, cholerny śmieć, dam Ci zaraz tu popalić. Po prostu mi groził. Wtedy uderzył mnie pałką teleskopową w głowę.
- I wtedy zostawiają Ciebie w lesie?
- Tak, pozostawiają samego w środku lasu i odjeżdżają.
- Co dalej się z Tobą dzieje?
- Byłem strasznie zdenerwowany, zły i zszokowany. Było mi też po ludzku strasznie przykro. Biegałem w tym lesie. Potem zatrzymałem się i wysłałem ten plik dźwiękowy, który nagrałem, do wielu redakcji szwedzkich mediów. Napisałem, żeby posłuchali jak zostałem potraktowany. Te dwa lata dla mnie i dla mojej rodziny to jakby minęło 20 lat. Płakałem krwią.
- Dlaczego do tego doszło?
- Mój ostatni adwokat powiedział, że Szwecja to kraj faszystowski. Szwecja buduję swoją markę na fałszu i kłamstwach. Fałszu! Czy ja nie byłem warty choćby przeprosin dwa lata temu? Do mojej skrzynki na listy wkładana jest ostra amunicja. Zgłosiłem to do prokuratury. Odpisali, że naboje są polskiej lub rosyjskiej produkcji, ale naboje są szwedzkie! To wszystko jest robione po to, by dalej mnie prześladować. Ktoś uzyskał dostęp do mojej skrzynki mejlowej, podsłuchują moje rozmowy telefoniczne. Szwedzkie media pisały niedawno, że zostałem nazwany pieprzonym arabem i dlatego chcę prosić o azyl w Polsce. Uciekłem ze Szwecji, taka jest prawda. To w jaki sposób chcą to przedstawić jest kłamstwem. To wszystko wyjdzie im bokiem.
- Czy uważasz, że Szwecja jest państwem prawa w pełni demokratycznym, w którym uchodźcy mogą znaleźć schronienie i pokój?
- Szwecja potrafi innym krajom bardzo dobrze kłamać. Ma ambicje zbudować markę państwa socjaldemokratycznego, mocno zakorzenionego w demokracji. Problem w tym, że nie jest to prawda. Nie mówię tego jako imigrant, mieszkający w jakimś blokowisku na obrzeżach miasta. Mieszkałem w małym miasteczku w dzielnicy willowej wyłącznie zamieszkanej przez Szwedów. Moi sąsiedzi już ze mną nie rozmawiają, pomimo tego, że znają mnie od 20 lat. Tylko dlatego, że odważyłem się publicznie krytykować Faroy AB. Chcę żeby Polska jako państwo pokazała światu, żeby prezydent Andrzej Duda pokazał światu, że jest w stanie mi pomóc. Żeby Polska pokazała, że nie jest państwem rasistowskim o czym osobiście jestem przekonany.
Twierdzi, że jest tam prześladowany, bo ujawnił, że na uchodźcach w Szwecji można zarabiać. I to małym kosztem. Za swoją działalność został pobity i szykanowany przez policję. Media w Szwecji twierdzą, że robi "z igły widły", a azylu w Polsce chce tylko dlatego, że nazwano go "pieprzonym Arabem".
- Jesteś obywatelem Szwecji, ale pochodzisz z Azerbejdżanu. Kiedy przyjechałeś do Szwecji?
- Pod koniec lat 90.
- Znajdujemy się obecnie w miejscu, które chcesz, by pozostało tajne, bo postanowiłeś poprosić o azyl w Polsce. Do tego przejdziemy za chwilę, ale zanim nam to wytłumaczysz, proszę: opowiedz o swoich pierwszych latach w Szwecji po przyjeździe z Azerbejdżanu.
- Przyjechałem z Baku i postanowiłem od razu, że nauczę się języka szwedzkiego. Bo jeśli znasz język, to poznajesz też kulturę danego kraju. Na początku z wyróżnieniem zakończyłem kurs języka szwedzkiego dla imigrantów. Później uczyłem się języka na różnych poziomach, co pozwoliło mi się bardzo dobrze zintegrować ze szwedzkim społeczeństwem. Przez całe 24 lata pobytu w Szwecji przebywałem i pracowałem niemal wyłącznie wśród Szwedów.
- Czy można powiedzieć, że traktowałeś Szwecję jako swoją ojczyznę i byłeś w tym kraju szczęśliwy?
- Powiem tak: zwiedziłem 57 krajów świata. Zawsze starałem się, by postrzegano mnie jako dobrze wykształconego człowieka pochodzącego z Azerbejdżanu, ale również jako obywatela Szwecji - najlepszego kraju na świecie. Na wielu płaszczyznach. Nigdy nie pomyślałem, że któregoś dnia będę musiał uciekać z mojego domu.
- Przejdźmy zatem do wydarzenia, które przyczyniło się w dużym stopniu do Twojej decyzji o opuszczeniu Szwecji i poproszenia o azyl w Polsce. Jak do tego doszło?
- Pracowałem wtedy w ratownictwie Falck i miałem kontakt z rodzinami uchodźców, które prosiły mnie o pomoc. Były przestraszone. Nie miały odwagi chodzić do kościoła.
- Co to były za rodziny?
- To byli ludzie, którzy mieszkali w hotelu Amigo, który pełnił rolę ośrodka dla uchodźców, a którym zarządzała firma Faroy AB, gdzie wcześniej byłem zatrudniony i szykanowany. Pomogłem tym ludziom znaleźć inne miejsce do mieszkania, również dzięki pomocy szwedzkich księży. Okazało się, że w ośrodku prześladowano dzieci i kobiety, bo byli chrześcijanami. Ja i moja rodzina jesteśmy chrześcijanami, dlatego im pomagałem.
- Ale dlaczego musiałeś im pomagać? Przecież w Szwecji jest wiele instytucji i organizacji, które istnieją po to, by pomagać. A szczególnie imigrantom i uchodźcom?
- Te formy pomocy istnieją tylko na papierze. Szwedzi są bardzo sprytni w eksporcie reklamy swojego kraju. Dla tych ludzi szukałem pomocy w opiece społecznej, kontaktowałem się w tej sprawie także z policją. W rezultacie traktowano ich jeszcze gorzej. Powiedziano mi, że jako Szwed i chrześcijanin nie potrzebuje im pomagać, że jestem głupcem. Szef opieki społecznej powiedział mi: "jesteś stuknięty, Ahad!". Ci ludzie prosili mnie o pomoc i dlatego to robiłem. Oni mieli obrazki Jezusa Chrystusa w swoich pokojach, a w nocy byli bici. Kobiety się bały.
- Czy przypadkiem władze i urzędnicy nie odbierali Ciebie jako osoby czepiającej się wszystkiego, mówiącej im, co mają robić?
- Oni wiedzieli, że jestem lepiej od nich wykształcony, posiadam dobre kontakty z lokalnymi politykami i że znam prawo. Również to międzynarodowe. Że potrafię zakwestionować ich decyzje i wytknąć im ich błędy. Nigdy nie brałem udziału w żadnej bójce. Rozmawiałem z politykami z partii socjaldemokratycznej, którzy przed wyborami zawsze obnoszą się z plakatami, które mówią jak oni kochają imigrantów: "Im bardziej masz ciemniejszą skórę tym bardziej Cię kochamy". To właśni oni, razem z moim byłym szefem - właścicielem ośrodka dla uchodźców - totalnie zmienili moje życie budowane od 42 lat.
- Opowiedz proszę o tym pożarze, który miał miejsce w tym ośrodku dla azylantów.
- Pracowałem tam wtedy jako pedagog i wychowawca. 16 marca 2016 roku w nocy obudziłem się za potrzebą i poczułem zapach dymu. Zauważyłem, że pali się piwnica hotelu. Obudziłem natychmiast wszystkich przebywających wtedy w budynku ludzi. Również pozostały personel. Nie było wyjścia ewakuacyjnego, dlatego musiałem wyważyć jedno z drzwi, wyprowadziłem nimi dzieci i jednego z moich kolegów. Wróciłem do hotelu i wziąłem ręcznik. Chciałem gasić ten pożar, ale w środku nie było żadnej nadającej się do użycia gaśnicy. Były tam dwie małe gaśnice jakich używa się w samochodach lub campingach. Wychodzę z budynku i wtedy pojawia się straż pożarna i karetki pogotowia. Dziękują mi. Mówią, że gdyby mnie tam nie było, to hotel by się spalił, a jego mieszkańcy mogli zginąć. W budynku nie było żadnych systemów alarmowych. Dowódca strażaków nawet nie wiedział, że w budynku mieszkają ludzie. Na miejsce przyjechał mój szef, Peter Borg, który zaproponował mi płatny, dwuletni urlop. Powiedział, że spisałem się na medal. Spytałem, czy mówi poważnie, bo przecież kto nie chciałby mieć płatnego urlopu?! Powiedział, że firma otrzymuje dużo pieniędzy od Urzędu Migracyjnego. Możemy zrzucić winę na jakieś dziecko, że zaprószyło ogień. Powiedziałem wtedy, że ogień ktoś musiał podłożyć z zewnątrz. Strasznie się wtedy wkurzyłem. Dzień później spotkałem się z dziennikarzem lokalnej gazety i skrytykowałem mojego pracodawcę za brak zabezpieczeń przeciwpożarowych. Zaczęto mnie później zastraszać, kazali siedzieć cicho, próbowali przekupić. W końcu wyrzucili mnie z pracy,
- I teraz przechodzimy do tego dramatycznego zdarzenia, jakie miało miejsce... ile dni po pożarze?
- Mówisz o zamówionej interwencji policji? Doszło do niej kilkanaście dni po pożarze w hotelu. Pracowałem już wtedy w ratownictwie Falck. Dostałem z centrali sms'a, że w hotelu Amigo doszło do jakiejś rozróby i wysłano tam karetki pogotowia oraz radiowozy policji. Zadzwoniłem i zapytałem mojego przełożonego Christera Franssona, czy mogę jechać na miejsce i zrobić zdjęcia dla mediów? Zgodził się, bo zawsze robiono tak w przypadku jakichś wypadków czy pożarów. Na miejscu w Emmaboda byłem o godz. 19. Niepokoje rozpoczęły się tam o godz. 16-tej. Azylanci zarzucali personelowi, że wydają za małe porcje żywnościowe. Kiedy się tam pojawiłem zarówno pogotowie jak i policja powoli opuszczali miejsce zdarzenia. Jedna z kobiet była w stanie szoku. Zrobiłem kilka zdjęć. Personel hotelu Amigo wskazał azylantom mnie i powiedzieli im po angielsku, że jestem reporterem-rasistą, że mają mi odebrać aparat fotograficzny. Personel sprowokował tych ludzi, którzy mnie nie znali. Oni wiedzieli, że będę ich krytykował w lokalnej gazecie. Wytłumaczyłem później tym ludziom, że właściciele firmy, która zarządza tym ośrodkiem, robią to wyłączenie dla pieniędzy. Później azylanci przeprosili mnie i zaprosili do siebie na kawę i opowiedzieli o warunkach w jakich mieszkają. Wszystko to nagrałem. Trzy dni później, 26 kwietnia po godz. 10 dzwonią do mnie i mówią, że przyjechali do nich moi przyjaciele - dziennikarze. Mówią, że chcą z nimi rozmawiać, ale że się boją i proszę, żebym do nich przyjechał. Boją się, że personel znowu będzie kłamać. Dostałem pozwolenie z pracy, by do nich podjechać i ubrany w służbowe ubranie ratownika przybyłem na miejsce pół godziny później. Byłem świadkiem kilku wywiadów w ich pokojach. Personel hotelu mówi mi, że będę miał z tego powodu problemy. Jestem tam do godz. 11.50 po czym wychodzę z budynku razem z jednym z dziennikarzy. Umawiamy się z uchodźcami, że o godz. 13. spotkamy się u Jana Hagerstroema, w domu kultury, by ten pomógł im założyć stowarzyszenie. Przed wejściem do hotelu jeden ochroniarz mówi mi, że jestem tu niemile widzianą osobą. Nie możesz tu przebywać. Kiedy już stamtąd odchodziłem, nagle pojawia się przede mną policyjny radiowóz z miasta Nybro, jest w nim - wyglądająca na miłą kobietę - policjantka i mówi do mnie: "jesteś terrorystą, stój tu i nigdzie się nie ruszaj". Zapytałem, czy to jakiś żart. Powiedziałem, że jestem pracownikiem ratownictwa Falck. Ona na to, że zaraz tu będzie jej kolega, który ma się mną zająć. Powiedziała żebym oddał jej dowód tożsamości. Oddałem jej dowód. Wzięła go i weszła do budynku. Po około pięciu minutach zjawia się ten policjant-idiota Jerry B. z miasta Vaxjo. W tej małej miejscowości Emmaboda nie ma posterunku, ale jakim cudem po tak krótkim czasie przyjeżdża radiowóz z miasta położonego o 60 km od Emmaboda? Moim zdaniem wszystko było wcześniej zaplanowane przez właściciela firmy, która zarządzała ośrodkiem dla uchodźców. Ten policjant, który przyjechał, zaczął mnie wyzywać od terrorystów, pieprzonych Arabów etc. W tym momencie czułem już, że to nie skończy się dobrze. Byłem gotowy stawić im opór fizyczny lub "załatwić ich" prawnie. Nie chciałem się jednak wdawać z nimi w bójkę, bo respektuję prawo. Przepraszałem ich ciągle za to co zrobiłem, ale niczego w złego w tym nie było. Wciągnął mnie do samochodu, jak jakieś g... Zapytałem go, co najmniej 10 razy, dlaczego muszę siedzieć w radiowozie? Proszę wytłumacz mi, dlaczego?
- Ten policjant powiedział później, że chcieli Ciebie po porostu stamtąd przegonić. Słyszeli również, że krzyczałeś na nich i wyzywałeś od pieprzonych nazistów.
- Mam nagranie. Niech kłamią, ile chcą. Mam jeszcze więcej rzeczy do pokazania. Niech kłamie do końca, on i jego szefowie.
- Co dzieje się po tym jak już Cię wsadzono do radiowozu?
- Wciśnięto mnie tam jakbym był jakimś pedofilem, jak jakiegoś złodzieja napadającego na emerytów, bijącego dzieci. To przecież jest działanie wbrew przepisom prawa: to narusza prawa człowieka. Po drugie: nie informują, dlaczego zabierają mnie stamtąd. Jedziemy tym radiowozem, przez radio policjant informuję centralę, że gdzieś mnie wiozą. Później policjant mówi mi, że wywiezie mnie do lasu. Jechał bardzo szybko, dodatkowo był zestresowany. Powiedział przez radio, że wywiezie mnie do lasu. Policjanci się śmiali. Wjechał w jakąś drogę pełną krzaków. Wtedy pomyślałem sobie, że być może nie jest wcale policjant albo ma jakieś zaburzenia. Znajdowałem się w aucie z dwoma uzbrojonymi ludźmi. Nie życzę jemu jego rodzinie ani znajomym, tego piekła przez które musiałem wtedy przejść... Jesteśmy w lesie....
- Chcą Ciebie tam wypuścić?
- Nie, nie wypuścić. Oni wyrywają mnie z radiowozu siłą. Na nagraniu policjant mówi, że wyrwie mnie z samochodu. Moje stopy zaklinowały się w drzwiach. Jeden z policjantów kopie mnie z jednej strony tak, bym wyszedł z auta. Drugi od strony drzwi bierze mnie za ubranie. To wszystko dzieje się w środku lasu. Myślę sobie: "kurde, przecież tak policjanci w Szwecji się nie zachowują". Byłem dla nich kimś mniej wartym od człowieka. Chyba nie zasługiwałem, by przewieźć mnie na komisariat policji w Vaxjo lub do Kalmar czy Karlskrony? Jeśli byłem według nich tak groźny, to dlaczego nie zostałem zabrany na posterunek, tylko do lasu? Tak zachowuje się szwedzka policja? Co by się stało, gdybym był chory na białaczkę, miał padaczkę lub jakąś inną chorobę? Mógłbym tam umrzeć. Mogliby wtedy powiedzieć, że zbierałem tam grzyby i po prostu mi się tam umarło. Tak by to przedstawili w prasie.
- W jakiej odległości byliście wtedy od Emmaboda?
- Kwadrans lub jakieś 12 minut jechałem tym radiowozem. Nagrywanie włączyłem jakieś trzy, cztery minuty przed dojechaniem do lasu. Wydawało mi się, że jedziemy do Kalmar, ale oni zdecydowali się mnie wywieźć i zastraszyć.
- W jakim momencie dochodzi do użycia siły przez policjantów? Kiedy zostałeś uderzony?
- To stało się przed włączeniem przeze mnie dyktafonu. Uderzono mnie także wtedy, kiedy wyciągnięto mnie siłą z radiowozu, jest to nagrane. Wtedy, kiedy mówiłem mu, że nie jest policjantem, bo policjanci w Szwecji są dobrzy i nie robią takich rzeczy. Pytałem go wtedy dlaczego mnie bije.
- Zatem pierwsze uderzenie w głowę otrzymujesz w samochodzie, zanim Cię wywlekają z radiowozu w lesie?
- Nie, pierwszy raz uderzają mnie jeszcze zanim wsiadamy do samochodu. Od Jerrego otrzymuję uderzenie zewnętrzną stroną dłoni, ten drugi tylko się śmiał.
- A jak to wyglądało w lesie?
- Kiedy mówię mu, że nie jest policjantem, bo tak policjanci w Szwecji się nie zachowują, to wyzywa mnie od pieprzonych Arabów. Odpowiedziałem wtedy, że nie jestem Arabem. On na to: żebym wracał do swojego pieprzonego kraju, nienawidzę takich jak Ty, jesteś idiotą, cholerny śmieć, dam Ci zaraz tu popalić. Po prostu mi groził. Wtedy uderzył mnie pałką teleskopową w głowę.
- I wtedy zostawiają Ciebie w lesie?
- Tak, pozostawiają samego w środku lasu i odjeżdżają.
- Co dalej się z Tobą dzieje?
- Byłem strasznie zdenerwowany, zły i zszokowany. Było mi też po ludzku strasznie przykro. Biegałem w tym lesie. Potem zatrzymałem się i wysłałem ten plik dźwiękowy, który nagrałem, do wielu redakcji szwedzkich mediów. Napisałem, żeby posłuchali jak zostałem potraktowany. Te dwa lata dla mnie i dla mojej rodziny to jakby minęło 20 lat. Płakałem krwią.
- Dlaczego do tego doszło?
- Mój ostatni adwokat powiedział, że Szwecja to kraj faszystowski. Szwecja buduję swoją markę na fałszu i kłamstwach. Fałszu! Czy ja nie byłem warty choćby przeprosin dwa lata temu? Do mojej skrzynki na listy wkładana jest ostra amunicja. Zgłosiłem to do prokuratury. Odpisali, że naboje są polskiej lub rosyjskiej produkcji, ale naboje są szwedzkie! To wszystko jest robione po to, by dalej mnie prześladować. Ktoś uzyskał dostęp do mojej skrzynki mejlowej, podsłuchują moje rozmowy telefoniczne. Szwedzkie media pisały niedawno, że zostałem nazwany pieprzonym arabem i dlatego chcę prosić o azyl w Polsce. Uciekłem ze Szwecji, taka jest prawda. To w jaki sposób chcą to przedstawić jest kłamstwem. To wszystko wyjdzie im bokiem.
- Czy uważasz, że Szwecja jest państwem prawa w pełni demokratycznym, w którym uchodźcy mogą znaleźć schronienie i pokój?
- Szwecja potrafi innym krajom bardzo dobrze kłamać. Ma ambicje zbudować markę państwa socjaldemokratycznego, mocno zakorzenionego w demokracji. Problem w tym, że nie jest to prawda. Nie mówię tego jako imigrant, mieszkający w jakimś blokowisku na obrzeżach miasta. Mieszkałem w małym miasteczku w dzielnicy willowej wyłącznie zamieszkanej przez Szwedów. Moi sąsiedzi już ze mną nie rozmawiają, pomimo tego, że znają mnie od 20 lat. Tylko dlatego, że odważyłem się publicznie krytykować Faroy AB. Chcę żeby Polska jako państwo pokazała światu, żeby prezydent Andrzej Duda pokazał światu, że jest w stanie mi pomóc. Żeby Polska pokazała, że nie jest państwem rasistowskim o czym osobiście jestem przekonany.