W Belgii trwają prace porządkowe po największej od dziesięcioleci powodzi. Największe straty są w południowej i wschodniej części kraju.
Powódź nawiedziła ponad 90 procent gmin we francuskojęzycznej Walonii. Tam, gdzie woda opadła, trwa usuwanie skutków kataklizmu - czyszczenie domów, gdzie jest pełno mułu i błota. Do miejsc najbardziej dotkniętych pospieszyli wolontariusze. Kilka tysięcy osób zgłosiło się do pomocy. Na razie, jak mówią belgijscy komentatorzy, jest czas na solidarne wsparcie, ale później przyjdzie czas na rozliczenia. Przyznał to także minister zdrowia Frank Vandenbroucke, który odwiedził szpital w Liege. „Musimy zastanowić się nad wydolnością naszego systemu do reagowania na kryzysy trwające miesiącami” - dodał.
W Belgii już słychać głosy krytyki, że zmian wymaga organizacja obrony cywilnej w kraju. Są pytania, jak to się stało, że Belgia już pierwszego dnia podczas powodzi musiała prosić o międzynarodową pomoc, bo nie miała pontonów, by ratować ludzi.