Największy proces zbiorowy przeciwko Skarbowi Państwa ruszył w Szczecinie. Akcjonariusze Stoczni Szczecińskiej Porta Holding uważają, że politycy doprowadzili do upadku stoczni, a przez to ich akcje straciły na wartości.
- Działalność Stoczni Szczecińskiej Porta Holding była niezagrożona, a stocznia upadła - mówił w środę Kazimierz Gąsior z Rady Nadzorczej spółki. Zeznawał przed sądem w charakterze świadka. - Dla mnie jest bardzo dziwne, że w tak krótkim czasie upada tak duże przedsiębiorstwo. Nie wykorzystuje właściwego narzędzia, jakim jest dogadanie się z wierzycielami. Byłem świadkiem, że nic nie wskazywało na to, że w tak krótkim czasie firma upadnie - podkreślał Gąsior.
- Skarb Państwa wnosił o zamknięcie rozprawy - mówi Paweł Dobroczek, radca Prokuratorii Generalnej Skarbu Państwa. - Nie tylko dlatego, że roszczenie jest przedawnione, ale przede wszystkim dlatego, że brak było sprzecznych z prawem działań po stronie Skarbu Państwa.
Pod pozwem zbiorowym podpisało się 2200 udziałowców Porty Holding.
W postępowaniu mają być przesłuchani m.in. byli premierzy Jan Krzysztof Bielecki i Leszek Miller oraz były minister spraw wewnętrznych Krzysztof Janik. - Będą politycy z pierwszych stron gazet - mówi Krzysztof Piotrowski, były prezes Porty Holding.
Pozew został złożony cztery lata temu. Przez ten czas przed sądami toczyła się batalia o dopuszczenie pozwu przed sąd. Akcjonariusze domagają się odszkodowania za utraconą wartość akcji. W najlepszym momencie akcje Porty Holding były wyceniane na 168 złotych. W pozwie akcjonariusze chcą, aby odzyskać księgową wartość akcji, czyli 21 złotych.