16 tysięcy złotych zaległej pensji próbuje odzyskać Jan Olejniczak, były pracownik Stoczni Szczecińskiej. Mężczyzna po kilkunastu latach procesu ma prawomocny wyrok i klauzulę wykonalności, tylko nie ma od kogo ściągnąć długu. W podobnej sytuacji jest ponad 1700 byłych stoczniowców, którzy w sądach próbują odzyskać swoje wynagrodzenie.
Jan Olejniczak, który w stoczni przepracował 40 lat, oszacował swoje zaległości na prawie 16 tysięcy złotych. Pieniędzy nie odzyskał do dziś. - Jeżeli piszę na przykład do sądu, to każą mi, bym wziął sobie komornika, wszedł na teren zakładu i zajął majątek. To jest śmiechu warte - ocenia były stoczniowiec.
Po latach procesów, a według Olejniczaka mogło to być nawet 14 lat, dostał od sądu klauzulę wykonalności wyroku i żadnej szansy na odzyskanie pieniędzy. - Sądzę się już tyle lat, ile minęło od upadku stoczni - dodaje pan Jan.
Kilka lat temu syndyk przekazał niewielką sumę na zaległe pensje dla pracowników, ale większość pieniędzy przejęły różne instytucje oraz komornik. - To były śmieszne pieniądze. Prawdopodobnie pięć milionów złotych było u komornika, z tego trzy miliony zabrał Fundusz Świadczeń Gwarantowanych - mówi Jan Olejniczak.
Stocznia Szczecińska upadła w 2002 roku.
Po latach procesów, a według Olejniczaka mogło to być nawet 14 lat, dostał od sądu klauzulę wykonalności wyroku i żadnej szansy na odzyskanie pieniędzy. - Sądzę się już tyle lat, ile minęło od upadku stoczni - dodaje pan Jan.
Kilka lat temu syndyk przekazał niewielką sumę na zaległe pensje dla pracowników, ale większość pieniędzy przejęły różne instytucje oraz komornik. - To były śmieszne pieniądze. Prawdopodobnie pięć milionów złotych było u komornika, z tego trzy miliony zabrał Fundusz Świadczeń Gwarantowanych - mówi Jan Olejniczak.
Stocznia Szczecińska upadła w 2002 roku.