Jest zgoda ambasadorów z unijnych krajów na przepisy, które w założeniu miały utrudnić powstanie Nord Stream 2. Chodzi o nowelizację dyrektywy gazowej, która ma zapewnić, że gazociągi z państw trzecich będą musiały być objęte unijnym prawem.
Ostatecznie ustalono, że ograniczone będzie stosowanie unijnej dyrektywy do wód terytorialnych kraju, do którego dochodzą gazociągi z państwa spoza Unii. Przekładając to na konkretny przykład Nord Stream 2, unijna dyrektywa będzie miała zastosowanie tylko do wód terytorialnych Niemiec. Dania zrezygnowała z aplikacji unijnego prawa dobrowolnie.
W piątek wszystkie kraje zaakceptowały porozumienie z wyjątkiem Bułgarii. Polska była za, bo - jak tłumaczył naszej korespondentce jeden z dyplomatów - najważniejsze było kontynuowanie prac i rozpoczęcie negocjacji z Parlamentem Europejskim w sprawie ostatecznego kształtu przepisów. Inny dodał w rozmowie z nasza reporterką, że wybór był prosty - albo dziś dyrektywa gazowa zostałaby wyrzucona do kosza, albo prace będą prowadzone dalej.
- Warto zapłacić pewną cenę, najważniejsze było przyjęcie mandatu do negocjacji, a w Europarlamencie mamy wsparcie - powiedział jeden z dyplomatów z kraju, który sprzeciwia się budowie Nord Stream 2.
W imieniu Parlamentu Europejskiego negocjował będzie szef parlamentarnej komisji energii Jerzy Buzek, który jest autorem twardego stanowiska w sprawie objęcia Nord Stream 2 unijnym prawem.