Stephen Paddock był doskonale przygotowany do strzelaniny w Las Vegas - ustalili amerykańscy śledczy. Do tej pory nie wiadomo jednak, dlaczego mężczyzna zabił 58 osób, a setki ranił.
W wynajętym pokoju hotelowym zostawił kartkę z informacjami dotyczącymi wyliczeń drogi pocisku wystrzelonego z okna oraz dystansu do miejsca, gdzie podczas koncertu bawili się ludzie. Nie posuwa to jednak śledczych naprzód do ustalenia motywu działania Stephena Paddocka.
- Całe miasto wciąż nie może podnieść się po zeszłotygodniowej tragedii - mówi Grzegorz Chwaj, dyrektor laboratorium na Uniwersytecie Nevada w Las Vegas. - Wszyscy ludzie są w szoku, bo nie dochodziło tutaj do takich wydarzeń, a nagle miała miejsce tragedia o tak wielkiej skali. Wszyscy są bardzo poruszeni tym co się stało. Nevada należy do jednego ze stanów o najbardziej luźnych ograniczeniach w dostępie do broni. O broń jest tutaj bardzo łatwo.
Śledczy przedstawiają nowe dowody na to, jak starannie sprawca przygotował się do masakry. Ustalili, że Stephen Paddock chciał wywołać olbrzymią eksplozję. To mogło odwrócić uwagę policji, dzięki czemu mógłby próbować uciec z miejsca zbrodni. Wystrzelił specjalne pociski mające zniszczyć duży zbiornik z paliwem lotniczym na pobliskim lotnisku. Do takich informacji dotarły amerykańskie media. Napastnik prawdopodobnie nie wiedział, że ostrzelanie zbiorników praktycznie nie może spowodować wybuchu, a w konsekwencji pożaru - taki komentarz wydał port lotniczy w Las Vegas.
Wiadomo, że na sześć minut przed dokonaniem masakry sprawca postrzelił hotelowego ochroniarza. Po strzelaninie Stephen Paddock popełnił samobójstwo.