Nie ustają głosy sprzeciwu po zapowiedzi prezydenta USA Donalda Trumpa dotyczącej przejęcia przez Amerykę kontroli nad Strefą Gazy.
Propozycja Donalda Trumpa spotkała się z jednoznaczną, pozytywną reakcją jedynie władz Izraela. Minister obrony tego kraju Izrael Kac polecił wojsku przygotowanie planu, który umożliwiłby mieszkańcom Gazy dobrowolne opuszczenie tego terytorium. To już wywołało protesty Palestyńczyków mieszkających w zrujnowanej Strefie Gazy. "To nasz kraj, nasza ziemia, będziemy się jej trzymać do ostatniej chwili" - powiedział Reutersowi jeden z palestyńskich przesiedleńców Kassem Abu Hassun.
Na sugestie Donalda Trumpa chłodno zareagowały też organizacje międzynarodowe. "W poszukiwaniu rozwiązań nie możemy pogarszać problemu. Ważne, by pozostać wiernym fundamentom prawa międzynarodowego. Ważne, by unikać wszelkich form czystek etnicznych” - oświadczył sekretarz generalny ONZ Antonio Guterres.
Stanowisko w sprawie planu prezydenta USA wydał też król Jordanii. Abdullah II zaznaczył, że odrzuca jakiekolwiek próby aneksji Gazy i przesiedlenia Palestyńczyków. Monarcha spotkał się z prezydentem Palestyny Mahmudem Abbasem. Z kolei telefoniczną rozmowę przeprowadzili prezydenci Francji i Egiptu. Emmanuel Macron i Abdel Fattah Al-Sisi nazwali amerykańską propozycję “nieakceptowalną”. Pałac Elizejski napisał w komunikacie, że nie ma zgody Francji i Egiptu na niezgodne z międzynarodowym prawem przymusowe wysiedlanie mieszkańców Strefy Gazy. Przywódcy ostrzegli też przed ryzykiem "głębokiej destabilizacji" Egiptu i Jordanii, które miałyby przyjąć wypędzonych Palestyńczyków.
O propozycji prezydenta Trumpa jako "wyjątkowej ofercie" mówił sekretarz stanu USA Marco Rubio. Jak tłumaczył, intencją Amerykanów jest pomoc w odbudowie Gazy. "To zdolność Stanów Zjednoczonych do wejścia i pomocy w usuwaniu gruzów, pomocy w usuwaniu amunicji, pomocy w odbudowie, odbudowie domów i firm i tak dalej, aby ludzie mogli się tam ponownie wprowadzić. Ale w międzyczasie będą musieli gdzieś mieszkać. Teraz szczegóły tego, jeśli zostanie zaakceptowane, musiałyby zostać wypracowane między wieloma partnerami" - wyjaśniał Marco Rubio.