Radio SzczecinRadio Szczecin » Polska i świat
reklama
Zobacz
Reklama
Zobacz
Autopromocja
Zobacz

Fot. Olaf Nowicki [Radio Szczecin/Archiwum]
Fot. Olaf Nowicki [Radio Szczecin/Archiwum]
Ewa Tylman mogła jeszcze żyć, gdy wpadła do Warty - tak wynika z opinii biegłego, ujawnionej w środę podczas procesu Adama Z., oskarżonego o zabójstwo kobiety. Według prokuratury, w listopadzie 2015 roku mężczyzna, po kłótni, wrzucił nieprzytomną Ewę do rzeki. Oskarżony nie przyznaje się do winy.
Biegłym z Zakładu Medycyny Sądowej nie udało się ustalić bezpośredniej przyczyny śmierci Ewy Tylman. Jej ciało zbyt długo leżało w rzece.

- Zrobiliśmy wszystko, co było możliwe do przeprowadzenia w Zakładzie Medycyny Sądowej. Gdybyśmy uznali, że cokolwiek jeszcze więcej jest do wykonania w celu ustalenia przyczyny zgonu, to byśmy to wykonali - zapewniał biegły.

Wykluczył, by kobieta została zrzucona z mostu do rzeki lub z mostu na betonowe podłoże. Nie miała takich obrażeń.

Pełnomocnik rodziny Ewy Tylman mecenas Wojciech Wiza mówi, że wniosek opinii jest jasny. - Że w momencie, kiedy była w wodzie, to miała jeszcze zachowane funkcje życiowe. Wszystko wskazuje na to, że będąc w wodzie, jeszcze żyła - dodaje mecenas.

Sąd przesłuchał także mężczyznę, który badał Adama Z. wariografem. To było krótko po zaginięciu Ewy. Adam Z. nie miał wtedy jeszcze postawionych zarzutów. Badanie nie dało rozstrzygnięcia, ale pełnomocnik rodziny zwraca uwagę na zachowanie oskarżonego.

- Jeszcze przed badaniem, kiedy był pouczany, że może nie wziąć udziału w tym badaniu powiedział, że sam już sobie nie ufa, że wszystko mogło się wydarzyć - mówi mecenas Wiza.

Obrońca Adama Z. powtarza, że nie ma dowodów na to, że jego klient zabił Ewę.
Relacja Magdy Koniecznej/Informacyjna Agencja Radiowa

Najnowsze Szczecin Region Polska i świat Sport Kultura Biznes

reklama
Zobacz
Autopromocja
Zobacz

radioszczecin.tv

Najnowsze podcasty