We Francji trwa szósta z rzędu sobotnia demonstracja „żółtych kamizelek”. Wielka niewiadomą jest skala protestów przeciwko rządowym planom finansowym, mimo, iż władze zapowiedziały daleko idące ustępstwa.
Żółte kamizelki postanowiły tym razem ominąć Paryż, protestując w czternastu miastach Francji. Głównym miejscem ich akcji ma być Wersal. Z tego powodu w sobotę nieczynny będzie dla publiczności słynny Pałac Ludwików.
Prefekt regionu Jean-Jack-Brot wyraził obawy, że istnieje duże prawdopodobieństwo, iż Pałac będzie celem ataku protestujących, a zatem gdyby chciano go na te kilka dni przed Bożym Narodzeniem otworzyć dla publiczności, to dla zapewnienia bezpieczeństwa potrzebne byłyby ogromne siły policji, a to - jak dodał prefekt - jest nie do zrealizowania.
Najbardziej dotkliwie akcje „żółtych kamizelek” odczuwają handlowcy, bo okres przedświąteczny to czas dla nich najbardziej oczekiwany przez cały rok, a obroty sklepów nie są dla nich zadowalające.
Protesty zaczęły się od zapowiedzi podwyżek cen paliw. Po wycofaniu się rządu z tych planów protestujący domagają się obniżenia lub zniesienia podatków, podwyżek emerytur i minimalnej pensji i zwiększenia siły nabywczej pieniądza.
Prefekt regionu Jean-Jack-Brot wyraził obawy, że istnieje duże prawdopodobieństwo, iż Pałac będzie celem ataku protestujących, a zatem gdyby chciano go na te kilka dni przed Bożym Narodzeniem otworzyć dla publiczności, to dla zapewnienia bezpieczeństwa potrzebne byłyby ogromne siły policji, a to - jak dodał prefekt - jest nie do zrealizowania.
Najbardziej dotkliwie akcje „żółtych kamizelek” odczuwają handlowcy, bo okres przedświąteczny to czas dla nich najbardziej oczekiwany przez cały rok, a obroty sklepów nie są dla nich zadowalające.
Protesty zaczęły się od zapowiedzi podwyżek cen paliw. Po wycofaniu się rządu z tych planów protestujący domagają się obniżenia lub zniesienia podatków, podwyżek emerytur i minimalnej pensji i zwiększenia siły nabywczej pieniądza.