Francuskie ministerstwo spraw wewnętrznych poinformowało, że w protestach w całym kraju wzięło w sobotę udział 38 tysięcy 600 osób. Była to szósta sobota demonstracji "żółtych kamizelek". Tydzień temu wzięło w nich udział 66 tysięcy osób.
Wbrew wcześniejszym zapowiedziom "żółte kamizelki" nie ominęły Paryża na swojej trasie akcji protestacyjnej. Spotkanie wyznaczono na Montmartre, gdzie kilkaset osób śpiewało piosenki o antysemickim i rasistowskim charakterze. Kilka tysięcy osób poszło następnie w kierunku Pól Elizejskich, gdzie po południu doszło do starć z obrzucaną kamieniami policją, która użyła granatów łzawiących i skutecznie wypchnęła protestujących poza Champs-Élysées.
- Gdzie się nie ruszyliśmy, tam był gaz łzawiący. Oni chcą przepędzić "żółte kamizelki", ale my tu jesteśmy - powiedział jeden z protestujących.
Żandarmeria likwidowała blokady granic z Niemcami, z Włochami i z Hiszpanią. Ruch "żółtych kamizelek" rozpoczął się także w innych krajach Europy, bo tam - jak i we Francji jest problem z malejącą siłą pieniądza.
Protesty, które szybko przerodziły się w uliczne zamieszki i starcia z policją, wybuchły po tym, jak władze Francji zapowiedziały podwyżki cen paliw. Rząd wycofał się z tych planów, jednak teraz uczestnicy demonstracji domagają się obniżenia lub zniesienia podatków, podwyżek emerytur i minimalnej pensji.