W czwartkowych zamachach bombowych na lotnisku w Kabuli zginęło co najmniej 170 osób, a 200 jest rannych. Takie informacje podaje afgańskie ministerstwo zdrowia.
Podawana przez afgańskich urzędników liczba ofiar jest dwukrotnie wyższa od wcześniej przekazywanych. 170 ofiar śmiertelnych oznacza, że zamachy były najbardziej krwawymi atakami w afgańskiej stolicy od wielu miesięcy. Do ich przeprowadzenia przyznała się skłócona z talibami lokalna filia ISIS. Zachodnie wywiady ostrzegają, że w rejonie lotniska możliwe są kolejne zamachy.
Wokół lotniska nadal czeka kilka tysięcy Afgańczyków, którzy chcą wylecieć z kraju. Prowadzona przez Stany Zjednoczone i inne kraje NATO ewakuacja wchodzi jednak w ostatnią fazę. Waszyngton informował, że osoby, które są poza lotniskiem, nie zostaną już zabrane samolotami. Na lotnisku na wylot czeka około 5,5 tysiąca osób. Do tej pory z Afganistanu wywieziono 110 tysięcy osób: dyplomatów i obywateli krajów NATO oraz współpracujących z nimi przez ostatnie lata Afgańczyków.
Tysiące Afgańczyków z obawy przed talibami szturmują tymczasem zamknięte przejście graniczne z Pakistanem w Spin Boldak.
Do zamachów doszło w miejscu, gdzie gromadziły się tysiące Afgańczyków. W eksplozjach zginęło także 13 amerykańskich żołnierzy. To największa liczba amerykańskich ofiar w Afganistanie od dziesięciu lat i pierwsi zabici w tym kraju Amerykanie od początku kadencji prezydenta Joe Bidena.