Państwo Izrael musiało wyrazić zgodę na sprzedaż Pegasusa Polsce - powiedział sejmowej komisji śledczej Krzysztof Dyki, biegły sądowy z zakresu cyberbezpieczeństwa. Ekspert w przeszłości analizował jeden z modułów tego oprogramowania do inwigilacji.
W ocenie Krzysztofa Dykiego cena, którą zapłaciła Polska za oprogramowanie do inwigilacji izraelskiej firmy, była bardzo atrakcyjna. To 25 milionów złotych bez kosztów pośrednictwa. "Te umowy, dzisiaj nie pamiętam z głowy wszystkich krajów, ale były chyba rzeczywiście wszystkie kwoty wyższe, a niektóre kilkukrotnie. Tylko pamiętajmy, trzeba porównywać jabłka z jabłkami. Trzeba porównać uprawnienia licencyjne, bo łatwo mówić o kwotach, a znam klientów, którzy płacili pięciokrotnie więcej niż Polska, ale uzyskali większe uprawnienia" - mówił ekspert.
Krzysztof Dyki dodał, że do momentu wybuchu afery z wykorzystywaniem Pegasusa w różnych krajach Izrael traktował oprogramowanie jako kartę przetargową w swojej polityce międzynarodowej. "W niektórych krajach na najwyższych poziomach władzy zgoda na sprzedaż Pegasusa rzeczywiście była tak zwanym »deal breakerem« pomiędzy Izraelem a danym krajem. To prawda, że było to narzędzie prywatnej firmy, ale nie miało ono rangi normalnego oprogramowania" - zeznał biegły sądowy.
Oprogramowanie Pegasus opracowała izraelska prywatna firma NSO Group, choć pracowali w niej również byli agenci wywiadu tego państwa. Krzysztof Dyki powiedział, że władze Izraela mogły mieć dostęp do danych przetwarzanych przez Pegasusa. Jednocześnie zaznaczył, że nie ma dowodów na to, iż takie przypadki miały miejsce w stosunku do materiałów operacyjnych pozyskiwanych przez polskie służby.
Według materiałów, którymi dysponuje komisja śledcza, Centralne Biuro Antykorupcyjne nie miało akredytacji dla Pegasusa. Jednym z powodów - w ocenie członków komisji - mógł być brak przeprowadzenia testów bezpieczeństwa oprogramowania i pewności, że dane są przetwarzane wyłącznie na terenie Polski.
Krzysztof Dyki dodał, że do momentu wybuchu afery z wykorzystywaniem Pegasusa w różnych krajach Izrael traktował oprogramowanie jako kartę przetargową w swojej polityce międzynarodowej. "W niektórych krajach na najwyższych poziomach władzy zgoda na sprzedaż Pegasusa rzeczywiście była tak zwanym »deal breakerem« pomiędzy Izraelem a danym krajem. To prawda, że było to narzędzie prywatnej firmy, ale nie miało ono rangi normalnego oprogramowania" - zeznał biegły sądowy.
Oprogramowanie Pegasus opracowała izraelska prywatna firma NSO Group, choć pracowali w niej również byli agenci wywiadu tego państwa. Krzysztof Dyki powiedział, że władze Izraela mogły mieć dostęp do danych przetwarzanych przez Pegasusa. Jednocześnie zaznaczył, że nie ma dowodów na to, iż takie przypadki miały miejsce w stosunku do materiałów operacyjnych pozyskiwanych przez polskie służby.
Według materiałów, którymi dysponuje komisja śledcza, Centralne Biuro Antykorupcyjne nie miało akredytacji dla Pegasusa. Jednym z powodów - w ocenie członków komisji - mógł być brak przeprowadzenia testów bezpieczeństwa oprogramowania i pewności, że dane są przetwarzane wyłącznie na terenie Polski.