Bankructwo grozi firmie transportowej z Sobiemyśla pod Gryfinem, której ciężarówkę wykorzystał terrorysta podczas grudniowego zamachu w Berlinie. Tirem przewożone były stalowe konstrukcje z Włoch. Teraz okazało się, że ładunek uległ zniszczeniu.
Śledztwo w sprawie zamachu terrorystycznego prowadzi niemiecka policja, która zatrzymała ciężarówkę na swoim parkingu.
Kilka dni temu szefowi firmy spod Gryfina, Arielowi Żurawskiemu, pozwolono na chwilę odebrać samochód, by przekazać ładunek - 25 ton stalowych konstrukcji - niemieckiemu klientowi. Towar był jednak zardzewiały. Jak powiedział nam Żurawski, to dlatego, że od grudnia ładunek, transportowany z huty we Włoszech, stał na zewnątrz i nie był zabezpieczony przed śniegiem czy deszczem.
Teraz istnieje obawa, że właściciel towaru zażąda od firmy przewozowej pokrycia kosztów. Kwota może być liczona w tysiącach euro. Choć firma transportowa jest ubezpieczona, polisa może nie obejmować uszkodzenia ładunku w wyniku zamachu terrorystycznego. To, czy firma Ariela Żurawskiego będzie musiała zapłacić za zniszczenia towaru, zależy teraz od niemieckiego klienta, do którego trafił ładunek.
Tir polskiej firmy został wykorzystany przez tunezyjskiego terrorystę do zamachu w Berlinie. 19 grudnia ubiegłego roku Anis Amri porwał ciężarówkę wraz z polskim kierowcą - Łukaszem Urbanem, zabił mężczyznę i wjechał rozpędzonym autem w tłum ludzi na jarmarku bożonarodzeniowym w stolicy Niemiec. Potrącił śmiertelnie 11 osób, a około 50 ranił. Po ataku zamachowiec uciekł do Włoch. Tam zastrzelił go policjant.
Kilka dni temu szefowi firmy spod Gryfina, Arielowi Żurawskiemu, pozwolono na chwilę odebrać samochód, by przekazać ładunek - 25 ton stalowych konstrukcji - niemieckiemu klientowi. Towar był jednak zardzewiały. Jak powiedział nam Żurawski, to dlatego, że od grudnia ładunek, transportowany z huty we Włoszech, stał na zewnątrz i nie był zabezpieczony przed śniegiem czy deszczem.
Teraz istnieje obawa, że właściciel towaru zażąda od firmy przewozowej pokrycia kosztów. Kwota może być liczona w tysiącach euro. Choć firma transportowa jest ubezpieczona, polisa może nie obejmować uszkodzenia ładunku w wyniku zamachu terrorystycznego. To, czy firma Ariela Żurawskiego będzie musiała zapłacić za zniszczenia towaru, zależy teraz od niemieckiego klienta, do którego trafił ładunek.
Tir polskiej firmy został wykorzystany przez tunezyjskiego terrorystę do zamachu w Berlinie. 19 grudnia ubiegłego roku Anis Amri porwał ciężarówkę wraz z polskim kierowcą - Łukaszem Urbanem, zabił mężczyznę i wjechał rozpędzonym autem w tłum ludzi na jarmarku bożonarodzeniowym w stolicy Niemiec. Potrącił śmiertelnie 11 osób, a około 50 ranił. Po ataku zamachowiec uciekł do Włoch. Tam zastrzelił go policjant.
Dodaj komentarz 3 komentarze
A czy przypadkiem nie jest tak, że jeśli wilk zagryzie owcę, to straty pokrywa leśniczy, który tego wilka wpuścił na swój teren?
Wiele ubezpieczeń ma klauzule, że nie wypłacą odszkodowania w takich właśnie skrajnych sytuacjach jak wojna /zamach/ wybuch wulkanu (których niby u nas nie ma) albo meteoryt. Ludzie po prostu nie czytają. Zamiast zastanawiać się publicznie czy będzie kasa czy nie (i sugerować zbiórkę publiczną) trzeba zajrzeć do polisy i tyle.
@andrew_77 nie zmienia to faktu iż Policja zatrzymując coś jako dowód w sprawie odpowiada za stan tego dowodu. W związku z czym ponieważ ładunek został zniszczony podczas przechowywania przez Policję, to ona powinna pokryć ewentualne koszty, a nie firma transportowa. Więc nie ma co patrzeć do polisy, tylko wziąć dobrego prawnika. Choć boję się że koszty by przerosły te kilka tysięcy euro.
Większym problemem dla firmy jest utrata samochodu. Tu straty mogą iść w setki tysięcy złotych i pewnie tego ubezpieczyciel nie pokryje, zasłaniając się właśnie umową i zapisie wykluczającym odpowiedzialność w związku z aktem terroryzmu.