Ostrzeżenia były, a decyzja leżała po stronie samorządów - Wody Polskie tłumaczą się z działań związanych z przerwaniem tamy w Stroniu Śląskim. 15 września woda zalała Lądek-Zdrój, Kłodzko i Stronie Śląskie. Do awarii doszło przed godziną 11, a Wody Polskie poinformowały o tym około godziny 13.
Samorządy oskarżają Wody Polskie o brak informacji o przerwaniu zapory. Tymczasem prezes przedsiębiorstwa Joanna Kopczyńska wyjaśniała, że ostrzeżenia o zagrożeniu były przesyłane wcześniej, a samorządy mogły podjąć decyzję o ewakuacji.
Podkreśliła, że informacja o tym, że może dojść do przerwania tamy, została przekazana wszystkim sztabom kryzysowym poprzedniego dnia wieczorem, a potem 15 września około godziny 7 rano.
- Ewakuacja powinna i tak nastąpić po telefonie operatora. Tak, jak Paczków i Jaronołtówek zachowały się w podobnej sytuacji tak, że była ewakuacja prewencyjna, natomiast w innych miejscowościach takiej nie zarządzono - wyjaśniała.
Jednocześnie szefowa Wód Polskich przyznała, że nie było alternatywnych środków łączności. Po zerwaniu połączeń telefonicznych nie można było powiadomić o zerwaniu tamy. Joanna Kopczyńska zapowiedziała, że zostanie zakupiony sprzęt umożliwiający łączność.
Postępowanie w sprawie przerwania tamy prowadzi prokuratura w Świdnicy.
Podkreśliła, że informacja o tym, że może dojść do przerwania tamy, została przekazana wszystkim sztabom kryzysowym poprzedniego dnia wieczorem, a potem 15 września około godziny 7 rano.
- Ewakuacja powinna i tak nastąpić po telefonie operatora. Tak, jak Paczków i Jaronołtówek zachowały się w podobnej sytuacji tak, że była ewakuacja prewencyjna, natomiast w innych miejscowościach takiej nie zarządzono - wyjaśniała.
Jednocześnie szefowa Wód Polskich przyznała, że nie było alternatywnych środków łączności. Po zerwaniu połączeń telefonicznych nie można było powiadomić o zerwaniu tamy. Joanna Kopczyńska zapowiedziała, że zostanie zakupiony sprzęt umożliwiający łączność.
Postępowanie w sprawie przerwania tamy prowadzi prokuratura w Świdnicy.