Puste restauracje i chodniki, pozamykane ulice - tak wygląda Bruksela niecałą dobę po zamachach terrorystycznych. Komentarze w belgijskiej stolicy zbierał reporter Radia Szczecin.
We wtorek w atakach na lotnisku oraz na stacji metra zginęły przynajmniej 34 osoby. Władze podniosły poziom zagrożenia terrorystycznego do najwyższego - czwartego. To pierwszy w tym kraju zamach od 2011 roku, gdy w mieście Liege zginęło 5 osób, ponad 100 zostało rannych.
Służby zalecały mieszkańcom pozostanie w domach. Ci posłuchali wskazówek. Około godziny 23 w centrum stolicy, w okolicach stacji metra Schuman, można było spotkać przede wszystkim policjantów i dziennikarzy.
- To dziwny dzień dla całej Belgii. Czuję bezradność, żal. I nie dziwię się, że ulice są puste. Chociaż na co dzień tutaj jest pełno ludzi, dzisiaj nikt nie chce wychodzić i się bawić - mówi mieszkaniec Brukseli, spotkany niedaleko budynku Komisji Europejskiej.
- Zamachy w Brukseli, to wina Belgów, bo na zbyt wiele pozwalają obcokrajowcom - dodają inni.
Właścicielka restauracji znajdującej się pół kilometra od stacji Maelbeek, w której doszło do zamachu twierdzi, że za atak odpowiada polityka belgijskich władz i służby.
- Obudźmy się, zobaczmy, że to nasza wina. Nie chcemy być oskarżani o rasizm, więc przymykamy oczy. Widzę to codziennie. Idzie grupka Marokańczyków, a policjanci spuszczają głowy w dół. Tak nie powinno być. Jesteśmy u siebie, służby powinny podnieść głowy - podkreśla kobieta.
Spotkany chwilę później, około 60-letni mężczyzna ripostuje. - Czy powinniśmy przestać być otwartym krajem? Absolutnie nie. Zawsze może stać się coś niedobrego. Ale jesteśmy wolnym i demokratycznym krajem i takim pozostaniemy - odpowiada.
Belgia to jeden z tych europejskich krajów, w których jest najwięcej sympatyków tzw. Państwa Islamskiego. W szeregach organizacji walczy około 400 Belgów.
W Belgii trwa trzydniowa żałoba. Wiele restauracji i pubów jest zamkniętych, odwołane są niektóre wydarzenia sportowe, jednym z nich może być - chociaż decyzji jeszcze nie ma - towarzyski mecz piłkarskich reprezentacji Belgii i Portugalii, do którego ma dojść w sobotę.
Służby zalecały mieszkańcom pozostanie w domach. Ci posłuchali wskazówek. Około godziny 23 w centrum stolicy, w okolicach stacji metra Schuman, można było spotkać przede wszystkim policjantów i dziennikarzy.
- To dziwny dzień dla całej Belgii. Czuję bezradność, żal. I nie dziwię się, że ulice są puste. Chociaż na co dzień tutaj jest pełno ludzi, dzisiaj nikt nie chce wychodzić i się bawić - mówi mieszkaniec Brukseli, spotkany niedaleko budynku Komisji Europejskiej.
- Zamachy w Brukseli, to wina Belgów, bo na zbyt wiele pozwalają obcokrajowcom - dodają inni.
Właścicielka restauracji znajdującej się pół kilometra od stacji Maelbeek, w której doszło do zamachu twierdzi, że za atak odpowiada polityka belgijskich władz i służby.
- Obudźmy się, zobaczmy, że to nasza wina. Nie chcemy być oskarżani o rasizm, więc przymykamy oczy. Widzę to codziennie. Idzie grupka Marokańczyków, a policjanci spuszczają głowy w dół. Tak nie powinno być. Jesteśmy u siebie, służby powinny podnieść głowy - podkreśla kobieta.
Spotkany chwilę później, około 60-letni mężczyzna ripostuje. - Czy powinniśmy przestać być otwartym krajem? Absolutnie nie. Zawsze może stać się coś niedobrego. Ale jesteśmy wolnym i demokratycznym krajem i takim pozostaniemy - odpowiada.
Belgia to jeden z tych europejskich krajów, w których jest najwięcej sympatyków tzw. Państwa Islamskiego. W szeregach organizacji walczy około 400 Belgów.
W Belgii trwa trzydniowa żałoba. Wiele restauracji i pubów jest zamkniętych, odwołane są niektóre wydarzenia sportowe, jednym z nich może być - chociaż decyzji jeszcze nie ma - towarzyski mecz piłkarskich reprezentacji Belgii i Portugalii, do którego ma dojść w sobotę.
[no comment] Mourners continued to gather on Tuesday night at Place de la Bourse in memory of the victims of the...
Opublikowany przez euronews na 23 marca 2016