Brytyjska policja aresztowała dwie kolejne osoby w związku z zamachem w Manchesterze. Lokalne media donoszą o intensywnych działaniach służb.
Według dziennikarza telewizji Sky News Nicka Martina w dzielnicy Manchesteru Blackley przez kilka lat działała grupa sympatyków tak zwanego Państwa Islamskiego.
Policja w Manchesterze zawiesza rutynową wymianę informacji z amerykańskimi służbami - podaje BBC. Powodem jest opublikowanie przez New York Times'a zdjęć z miejsca zamachu. Media na Wyspach donoszą, że brytyjskie władze są oburzone przeciekami informacji do amerykańskich mediów.
Na fotografiach widać fragmenty bomby, strzępy plecaka i ślady krwi. Prawdopodobnie zdjęcia zrobiono podczas dochodzenia przygotowawczego. Brytyjski związek szefów policji The National Police Chiefs Council wydał oświadczenie, w którym pisze o "naruszeniu zaufania" i "podkopywaniu śledztwa". Sky News pisze o "furii" władz, a w rozmowie z BBC burmistrz Manchesteru Andy Burnham podkreśla, że jest "bardzo zaniepokojony" i rozmawiał o sprawie z ambasadorem Stanów Zjednoczonych w Wielkiej Brytanii. Według Guardiana rząd nie uważa, by do przecieków dochodziło za zgodą Donalda Trumpa, ale dziś podczas szczytu NATO w Brukseli Theresa May ma poruszyć ten temat z prezydentem.
Na początku brytyjska policja dla dobra śledztwa nie podawała do wiadomości publicznej tożsamości zamachowca. Zrobiła to dopiero wtedy, kiedy nazwisko opublikowały media amerykańskie. Szefowa MSW na Wyspach Amber Rudd wyraziła wtedy swoje rozdrażnienie.
W poniedziałek wieczorem w Manchesterze zamachowiec-samobójca wysadził się w powietrze podczas koncertu amerykańskiej piosenkarki Ariany Grande. Zginęły 22 osoby, a 64 zostały ranne. Wśród ofiar jest dwoje Polaków. Po zamachu w Wielkiej Brytanii wprowadzono najwyższy stopień zagrożenia terrorystycznego.