By takie lekcje mogły się odbyć, muszą chodzić na nie wszystkie dzieci. Resort chce, by miały równy start. Problem w tym, że to równanie w dół - mówią urzędnicy ze Szczecina i głowią się jak, nie łamiąc prawa, uczyć rytmiki i angielskiego.

Wpadli na pomysł - zresztą nie jedyni w Polsce - by rodzice wnosili opłaty, ale jako darowiznę. Tylko, że to nie jedyne "ale".

- Wszystkie dzieci powinny korzystać z tych zajęć. Jeżeli któryś rodzic nie będzie chciał płacić, to kto będzie? Dyrektor nie może dopuścić do sytuacji, by któreś dziecko było pominięte. Bez względu na to, czy jego rodzice będą wpłacać darowiznę, czy nie - mówi Leonarda Rożek z Wydziału Oświaty.

Inny pomysł jest taki, by zajęcia prowadzili nauczyciele przedszkolni, którzy mają dodatkowe kwalifikacje. Dlatego dyrektorzy placówek wertują teraz życiorysy swoich pracowników.

- Pedagog po szkole muzycznej może poprowadzić np. rytmikę czy edukację muzyczną. Dyrektorzy proponują też, by nauczyciele pomyśleli o dodatkowych szkoleniach - tłumaczy Rożek.

- Arkusze organizacyjne przygotowaliśmy już wcześniej. Nawet gdyby ktoś mógł coś więcej zrobić, to musiałby mieć zwiększone pensum. To też pociąga za sobą koszty - mówi dyrektorka Przedszkola nr 23 w Szczecinie, Grażyna Glinka.

Jej zdaniem, mało nauczycieli ma dodatkowe kwalifikacje. Zastrzeżenia mają również rodzice. - Chcieliby, żeby ich dzieci uczyły osoby profesjonalnie wykształcone - przyznają mieszkańcy.

Ostateczne rozwiązanie problemu będzie zależało od opinii prawników. Miasto właśnie zleciło wykonanie analizy.

Magistrat nie chce dokładać do organizowania zajęć dodatkowych, bo jak twierdzą urzędnicy, od września - po obniżeniu opłat dla rodziców do złotówki - utrzymanie przedszkoli będzie droższe o 5,5 mln zł rocznie.