We wtorek niemiecka spółka UBB uruchomiła połączenie pomiędzy przygranicznymi niemieckimi miejscowościami a polskim kurortem. Na świnoujskich przystankach jednak zamiast pasażerów na autobusy czekała straż miejska, która w sumie zatrzymała cztery niemieckie pojazdy, bo zdaniem funkcjonariuszy kursowały bez stosownych zezwoleń.
- Przystanki są strefą publiczną. I zgodnie z ustawą polską o przewozie osób, mogą z nich korzystać wszyscy, którzy prowadzą przewozy. Za zgodą właściciela, ale to nie dotyczy przewozów transgranicznych, ponieważ zgody wydawane są na poziomach ministerstw - tłumaczył Ciepłuch.
Do 2015 roku organizowaliśmy wspólnie z jedną z niemieckich spółek przewozy. Ta jednak upadła, w jej miejsce weszła UBB - mówiła w naszym magazynie interwencyjnym "Czas Reakcji" prezes świnoujskiej Komunikacji Autobusowej Elżbieta Bogdanowicz.
- Firma UBB w 2016 roku oficjalnie poinformowała spółkę, że nie zamierza kontynuować tej umowy współpracy - informowała Bogdanowicz.
Nie ma zgody na udostępnianie przystanków - dodał w "Czasie Reakcji" prezydent Świnoujścia Janusz Żmurkiewicz.
- Kłamią wręcz, bo ja mam tej współpracy z UBB dzisiaj serdecznie dosyć. Byliśmy pokazywani jako pozytywny przykład współpracy polsko-niemieckiej. A dzisiaj, przez jednostronną głupią decyzję uruchomienia linii wbrew polskim przepisom, przewoźnik niemiecki wymusza na nas podjęcie decyzji, która jest niezgodna z prawem i naszym świnoujskim interesem - mówił Żmurkiewicz.
Miasto zwróciło się z prośbą o interwencję m.in. do Głównego Inspektoratu Transportu Drogowego. Do sprawy powrócimy.
Mamy zgodę ministerstwa transportu landu Meklemburgia Pomorze Przednie, a także polskiego Głównego Inspektoratu Transportu Drogowego. Dlatego mieliśmy prawo zatrzymywać się na świnoujskich przystankach - mówi przedstawiciel spółki UBB Radosław Ciepłuch.
Do 2015 roku organizowaliśmy wspólnie z jedną z niemieckich spółek przewozy. Ta jednak upadła, w jej miejsce weszła UBB - mówiła w naszym magazynie interwencyjnym "Czas Reakcji" prezes świnoujskiej Komunikacji Autobusowej Elżbieta Bogdanowicz.
Dodaj komentarz 2 komentarze
Jak nie wiadomo o co chodzi to chodzi o pieniądze sami nie wyrabiali a jak chce wejść kto inny to kłody pod nogi taki Polski zwyczaj !
Polski przewoźnik musiałby zrobić rozkład, dać do zatwierdzenia i na własny koszt zawiesić na słupkach (pewnie zostałby sprawdzony czy czasy przejazdów nie są wyśrubowane) a tu sobie ktoś przyjeżdża, staje gdzie chce i mówi że ma zgodę "z góry"... śmieszne