Gdyby ujawnienie sprawy pedofila Krzysztofa F. - byłego pracownika Zachodniopomorskiego Urzędu Marszałkowskiego - mogło uderzyć w jego ofiary, nigdy nie zdecydowalibyśmy się na publikację artykułów na ten temat - mówił w programie "Radio Szczecin na Wieczór" Tomasz Sakiewicz, redaktor naczelny Gazety Polskiej.
- W tym wypadku, gdyby był cień podejrzenia, że to może wywołać ujawnienie danych tych dzieci, to bym się nie zdecydował na publikację. Problem polegał na tym, że sprawa była znana. Tylko w środowisku wokół ofiar i wokół pedofila. Sprawa trafiła do prokuratury, do sądu i koniec końców do samej partii, gdzie kiedy wiedzieli, że nie da się tego już ukryć, to wyrzucili tego zboczeńca, bandytę z partii, z Platformy Obywatelskiej - powiedział Sakiewicz.
Władze województwa znały sprawę od wielu miesięcy, opinia publiczna dowiedziała się o niej rok po uprawomocnieniu się wyroku.
- To było w otoczeniu znane. Nie znała tego opinia publiczna. Dlaczego powinna była poznać opinia publiczna? Ponieważ ten człowiek był finansowany przez funkcjonariuszy tej partii i mimo tego, że w jego poglądach można było odnaleźć rzeczy niebezpieczne, sugerujące, że on może się tak zachowywać, to on dostawał pieniądze na tą działalność, która ułatwiała mu akty pedofilskie - podkreślił Sakiewicz, mówiąc o działalności byłego pełnomocnika marszałka do spraw uzależnień.
Atak na autora publikacji o skazanym na pedofilię Krzysztofie F., byłym pracowniku Zachodniopomorskiego Urzędu Marszałkowskiego to próba odwrócenia uwagi opinii publicznej od tej sprawy - ocenia Jolanta Hajdasz ze Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich.
Ofiar tej osoby mogło być więcej - dodaje.
- Bo przecież tak naprawdę do końca nie wiemy, jaki mechanizm werbowania stosował ten skazany pedofil z Platformy Obywatelskiej. Przecież był pełnomocnikiem marszałka województwa do spraw walki z uzależnieniami. Miał dostęp do ludzi, którzy może byli chorzy, podłamani, czyli podatni na sugestię kogoś, kto handluje narkotykami! Coś naprawdę bardzo skandalicznego - powiedziała.
Publikacje dotyczące sprawy Krzysztofa F. były napisane zgodnie ze sztuką - dodaje Hajdasz.
- W mojej ocenie, jako dyrektora Centrum Monitoringu Wolności Prasy, który właściwie zawodowo, permanentnie ocenia różnego rodzaju pracę kolegów, chcę powiedzieć, że to, co zostało zrobione przez Tomasza Duklanowskiego - opisanie tej historii jest zgodne z prawem prasowym, jest zgodne z etyką zawodową, jest w interesie społecznym - podkreśliła.
Jolanta Hajdasz była korespondentem Radia Wolna Europa ale także Faktów TVN z Poznania. Pracowała również w Telewizji Polskiej.
Krzysztof F. był członkiem Platformy Obywatelskiej.
Został skazany na 4 lata i 10 miesięcy więzienia za pedofilię, posiadanie dużej ilości narkotyków i nakłanianie do ich zażywania.
Władze województwa znały sprawę od wielu miesięcy, opinia publiczna dowiedziała się o niej rok po uprawomocnieniu się wyroku.
- Bo przecież tak naprawdę do końca nie wiemy, jaki mechanizm werbowania stosował ten skazany pedofil z Platformy Obywatelskiej. Przecież był pełnomocnikiem marszałka województwa do spraw walki z uzależnieniami. Miał dostęp do ludzi, którzy może byli chorzy, podłamani, czyli podatni na sugestię kogoś, kto handluje narkotykami! Coś naprawdę bardzo skandalicznego - powiedziała.
- W mojej ocenie, jako dyrektora Centrum Monitoringu Wolności Prasy, który właściwie zawodowo, permanentnie ocenia różnego rodzaju pracę kolegów, chcę powiedzieć, że to, co zostało zrobione przez Tomasza Duklanowskiego - opisanie tej historii jest zgodne z prawem prasowym, jest zgodne z etyką zawodową, jest w interesie społecznym - podkreśliła.