Powstanie Warszawskie musiało wybuchnąć. Dziś nikt nie wie, jak żyło się w okupowanym mieście - tak po 69 latach mówi jeden z uczestników zrywu Zbigniew Piasecki. Wtedy miał 17 lat i został ranny. Jego przyjaciele zginęli.
Pan Zbigniew przypomina, że gdy wybuchło powstanie, to nikt nie zdawał sobie sprawy, że będzie ono trwać tak długo i że tyle osób zginie. Dodaje też, że nie ma żalu do swoich dowódców.
- Powstanie musiało być. To było nieuniknione. Obecne pokolenie nie ma pojęcia, jak wyglądała Polska w czasie okupacji i co się wtedy działo. Chodzi o morderstwa, zabijanie, wywożenie, więzienia i obozy. Nie można było siedzieć bezczynnie i nic nie robić - opowiada Piasecki.
Podczas walk na ulicach stolicy pan Zbigniew stracił wielu przyjaciół. - Wtedy to byli młodzieńcy, urodzeni w 1923 i 1925 roku. Jednemu kula rozszarpała całe ramię, drugiego zabił strzelec wyborowy - wspomina mężczyzna.
W czwartek mija 69 lat od wybuchu zrywu. 1 sierpnia 1944 roku, dokładnie o godz. 17 żołnierze Armii Krajowej, choć nieprzygotowani, podjęli walkę z niemieckim okupantem. Decyzja o przyspieszonej mobilizacji spowodowała, że wielu z nich nie zdążyło nawet dotrzeć na miejsce zbiórki.
Punktualnie o 17, czyli w godzinę "W" w Szczecinie, jak i w całej Polsce, zawyły syreny. Wielu mieszkańców przystanęło na ulicach, by w ten sposób oddać hołd poległym. Na minutę stanęły też tramwaje i autobusy.
- To taki mały gest, ale podtrzymuje pamięć. Choć niektórzy szli dalej. Wiele osób nie jest świadomych, że właśnie w taki sposób jest to czczone - mówią szczecinianie.
Powstanie Warszawskie trwało 63 dni. Życie straciło wówczas 16 tysięcy żołnierzy, a drugie tyle trafiło do niewoli. Zginęło też około 180 tysięcy cywili.
Powstanie upadło, bo znikąd nie było pomocy. Brakowało broni i jedzenia. Na wieść o rozpoczęciu walk Hitler wydał rozkaz zrównania Warszawy z ziemią. Po kapitulacji powstańców Niemcy zburzyli miasto.
- Powstanie musiało być. To było nieuniknione. Obecne pokolenie nie ma pojęcia, jak wyglądała Polska w czasie okupacji i co się wtedy działo. Chodzi o morderstwa, zabijanie, wywożenie, więzienia i obozy. Nie można było siedzieć bezczynnie i nic nie robić - opowiada Piasecki.
Podczas walk na ulicach stolicy pan Zbigniew stracił wielu przyjaciół. - Wtedy to byli młodzieńcy, urodzeni w 1923 i 1925 roku. Jednemu kula rozszarpała całe ramię, drugiego zabił strzelec wyborowy - wspomina mężczyzna.
W czwartek mija 69 lat od wybuchu zrywu. 1 sierpnia 1944 roku, dokładnie o godz. 17 żołnierze Armii Krajowej, choć nieprzygotowani, podjęli walkę z niemieckim okupantem. Decyzja o przyspieszonej mobilizacji spowodowała, że wielu z nich nie zdążyło nawet dotrzeć na miejsce zbiórki.
Punktualnie o 17, czyli w godzinę "W" w Szczecinie, jak i w całej Polsce, zawyły syreny. Wielu mieszkańców przystanęło na ulicach, by w ten sposób oddać hołd poległym. Na minutę stanęły też tramwaje i autobusy.
- To taki mały gest, ale podtrzymuje pamięć. Choć niektórzy szli dalej. Wiele osób nie jest świadomych, że właśnie w taki sposób jest to czczone - mówią szczecinianie.
Powstanie Warszawskie trwało 63 dni. Życie straciło wówczas 16 tysięcy żołnierzy, a drugie tyle trafiło do niewoli. Zginęło też około 180 tysięcy cywili.
Powstanie upadło, bo znikąd nie było pomocy. Brakowało broni i jedzenia. Na wieść o rozpoczęciu walk Hitler wydał rozkaz zrównania Warszawy z ziemią. Po kapitulacji powstańców Niemcy zburzyli miasto.