Nie ma wspólnego stanowiska rządu i nauczycielskich związków w sprawie podwyżek dla nauczycieli. Wicepremier Beata Szydło, po zakończonej wtorkowej rundzie negocjacji powiedziała, że strony do środy dały sobie czas, by rozpatrzyć przedstawione propozycje.
- Które musiałyby być dodatkowo wyłożone "na stół" w tym roku przez rząd z budżetu państwa - powiedziała.
Wicepremier złożyła też związkowcom propozycję zawieszenia planowanego strajku i kontynuowania go już po egzaminach.
Jak mówił Sławomir Broniarz z ZNP nie ma powodu do takich ustępstw.
- Dzisiaj nie ma żadnego powodu, byśmy - mając "na stole" 1 miliard 300 milionów, a oczekując wielokrotności takiej kwoty - decyzję tę podjęli - powiedział.
Związkowcy sceptycznie odnieśli się także do propozycji prezydenta Andrzeja Dudy. Prezydent zaproponował, by koszty uzyskania przychodu dla nauczycieli były takie jak dla nauczycieli akademickich i twórców, czyli żeby wynosiły 50 procent. Zdaniem związkowców to rozwiązanie obciąża samorządy, a jego realizacja może być bardzo skomplikowana.
Podczas wtorkowej rundy negocjacji Związek Nauczycielstwa Polskiego i Forum Związków Zawodowych wycofały się z żądania 1 tysiąca złotych podwyżki od wynagrodzenia zasadniczego i zaproponowały 30-procentową podwyżkę od 1 stycznia 2019. Według propozycji rządowej nauczyciele od września mieliby dostać od września 9 procent podwyżki.
Zgodnie ze szkolnym kalendarzem 10, 11 i 12 kwietnia mają odbyć się egzaminy gimnazjalne, 15, 16 i 17 kwietnia - ósmoklasisty, a 6 maja mają rozpocząć się matury.