Wiceminister spraw zagranicznych Marcin Przydacz mówił, że ewakuacja z Kabulu osób chcących opuścić Afganistan przebiega w bardzo trudnych warunkach.
Chaos jest natomiast w miejscach, w których ludzie chcą dostać się na teren lotniska. Jak mówił Marcin Przydacz, tutaj muszą działać służby dyplomatyczne poszczególnych państw.
- Każde państwo ma swój sposób, który na bieżąco trzeba zmieniać, w jaki sposób informować dane osoby, wyłuskiwać je, często wyrywać... Są sytuacje, kiedy trzeba de facto fizycznie pomagać tym osobom, by wyszły z tłumu. Ścisk jest tak ogromny, głowa przy głowie, nawet w sytuacji, gdy nasi konsulowie mają bezpośredni kontakt z tą osobą, mogą podać jej rękę, nie zawsze jest możliwość przejścia na tę stronę, bo wszyscy inni też chcą się dostać - relacjonował.
Jak mówił wiceminister Przydacz strona polska ma przygotowaną listę wszystkich naszych afgańskich współpracowników przygotowaną według kwerendy dokumentów dokonanej na polecenie premiera Mateusza Morawieckiego.
- Jeśli z daną osobą jest kontakt staramy się umówić tak, żeby móc się rozpoznać i następnie - jeśli ta osoba przedostanie się w bezpośrednią bliskość polskich żołnierzy czy polskiego konsula - po odpowiednim rozpoznaniu sprawdza się ją, a następnie jest transportowana na bezpieczną część lotniska - opowiadał.
Jak mówił wiceminister, jest to akcja niebezpieczna, bo prowadzona w tłumie zdesperowanych, agresywnych ludzi. Ponadto przebiega pod presją czasu, bo nie wiadomo, do kiedy będzie możliwość jej kontynuowania.
W nocy do Warszawy ma przylecieć kolejny samolot z osobami ewakuowanymi z Afganistanu. Na jego pokładzie - jak poinformował Marcin Przydacz - będzie znaczna część naszych byłych współpracowników w tym kraju.
- Każde państwo ma swój sposób, który na bieżąco trzeba zmieniać, w jaki sposób informować dane osoby, wyłuskiwać je, często wyrywać... Są sytuacje, kiedy trzeba de facto fizycznie pomagać tym osobom, by wyszły z tłumu. Ścisk jest tak ogromny, głowa przy głowie, nawet w sytuacji, gdy nasi konsulowie mają bezpośredni kontakt z tą osobą, mogą podać jej rękę, nie zawsze jest możliwość przejścia na tę stronę, bo wszyscy inni też chcą się dostać - relacjonował.
- Jeśli z daną osobą jest kontakt staramy się umówić tak, żeby móc się rozpoznać i następnie - jeśli ta osoba przedostanie się w bezpośrednią bliskość polskich żołnierzy czy polskiego konsula - po odpowiednim rozpoznaniu sprawdza się ją, a następnie jest transportowana na bezpieczną część lotniska - opowiadał.