Między innymi zespół nurków bierze udział w poszukiwaniu ośmiu marynarzy ze statku Cemfjord, który zatonął w pobliżu szkockiego wybrzeża. Akcja ruszyła ponownie w niedzielę rano. Na pokładzie jednostki było siedmiu Polaków i Filipińczyk. Polscy członkowie załogi pochodzili prawdopodobnie ze Szczecina, Gdyni i Elbląga.
Załoga nie zdążyła nawet nadać sygnału SOS - mówi Maciej Nowopolski z agencji, która zatrudniała marynarzy. Nie chciał jednak zdradzić ilu z nich pochodzi ze Szczecina. Według naszych nieoficjalnych informacji to dwóch mężczyzn. Ich los nadal jest nieznany.
- Wiemy tylko tyle, ile podają media. Na razie spodziewamy się najgorszego - mówi Nowopolski.
Armator jest w stałym kontakcie z rodzinami marynarzy.
- Rodziny wiedzą o całej sytuacji - podkreśla Nowopolski.
Służby o wypadku powiadomili w sobotę marynarze z promu przepływającego przez cieśninę Pentland Firth, którzy zauważyli wystający z wody kadłub statku.
Ratownicy przez kilka godzin szukali załogi między innymi z pokładów czterech łodzi i dwóch śmigłowców. Akcję przerwano jednak na noc. Na miejscu został jedynie holownik, który o wraku przestrzegał przepływające w pobliżu statki.
Specjalne oświadczenie w tej sprawie opublikował armator Cemfjorda, spółka Brise. Firma informuje między innymi, że akcję ratunkową może utrudniać sztormowa pogoda.
To właśnie ona mogła być przyczyną zatonięcia, uważa Piotr Stareńczak z Portalu Morskiego.
- Tam są bardzo silne prądy, jeżeli była duża fala, to ona mogła go tak zakręcić, że stracił sterowność, ustawił się bokiem do fali i koniec - tłumaczy Stareńczak.
W trudnych warunkach zatonięcie nawet dużego statku trwa zaledwie kilka minut - wyjaśnia kapitan Mirosław Folta z Polskiej Żeglugi Morskiej.
- W takich sztormowych sytuacjach masowiec wywraca się w minutę, dwie i wtedy nie ma szans na wysłanie jakiejkolwiek prośby o pomoc - wyjaśnia Folta.
83 - metrowy Cemfjord płynął z transportem cementu z Aalborg w Danii do portu Runcorn w Cheshire w zachodniej Anglii. Jeszcze w niedzielę holowniki prawdopodobnie przetransportują wrak jednostki do angielskiego portu w Wick.
TVP/x-news
- Wiemy tylko tyle, ile podają media. Na razie spodziewamy się najgorszego - mówi Nowopolski.
Armator jest w stałym kontakcie z rodzinami marynarzy.
- Rodziny wiedzą o całej sytuacji - podkreśla Nowopolski.
Służby o wypadku powiadomili w sobotę marynarze z promu przepływającego przez cieśninę Pentland Firth, którzy zauważyli wystający z wody kadłub statku.
Ratownicy przez kilka godzin szukali załogi między innymi z pokładów czterech łodzi i dwóch śmigłowców. Akcję przerwano jednak na noc. Na miejscu został jedynie holownik, który o wraku przestrzegał przepływające w pobliżu statki.
Specjalne oświadczenie w tej sprawie opublikował armator Cemfjorda, spółka Brise. Firma informuje między innymi, że akcję ratunkową może utrudniać sztormowa pogoda.
To właśnie ona mogła być przyczyną zatonięcia, uważa Piotr Stareńczak z Portalu Morskiego.
- Tam są bardzo silne prądy, jeżeli była duża fala, to ona mogła go tak zakręcić, że stracił sterowność, ustawił się bokiem do fali i koniec - tłumaczy Stareńczak.
W trudnych warunkach zatonięcie nawet dużego statku trwa zaledwie kilka minut - wyjaśnia kapitan Mirosław Folta z Polskiej Żeglugi Morskiej.
- W takich sztormowych sytuacjach masowiec wywraca się w minutę, dwie i wtedy nie ma szans na wysłanie jakiejkolwiek prośby o pomoc - wyjaśnia Folta.
83 - metrowy Cemfjord płynął z transportem cementu z Aalborg w Danii do portu Runcorn w Cheshire w zachodniej Anglii. Jeszcze w niedzielę holowniki prawdopodobnie przetransportują wrak jednostki do angielskiego portu w Wick.
TVP/x-news