Sąsiedzi katowanych dzieci z Łobza alarmowali Miejski Ośrodek Pomocy Społecznej i policję, ale urzędnicy nie zauważyli problemu.
Prokuratura zarzuca mu znęcania się nad dziećmi ze szczególnym okrucieństwem - psychicznie i fizycznie.
Dramat rozgrywał się od kilku miesięcy. Sąsiedzi z przerażeniem patrzyli na to, co dzieje się w tej rodzinie. Dzieci były bite, chłopiec był zmuszany do siedzenia godzinami we własnych odchodach.
- Rączki, nóżki i żebra pęknięte. Tam codziennie były tragedie i zgłaszaliśmy to do opieki - mówi sąsiadka.
Pracownicy Miejskiego Ośrodka Pomocy Społecznej w Łobzie otrzymali zgłoszenie, że w domu dzieje się coś niepokojącego, jednak nie zauważyli problemu.
- Mieliśmy w sierpniu zgłoszenie, że dzieci płaczą i krzyczą wieczorami. Poszedł pracownik socjalny z dzielnicową. Jeśli dziecko tylko płacze, to nie jest to powód, żeby interweniować. Nie czuję, żeby moi pracownicy zaniedbali sprawę - mówi Elżbieta Gralińska, dyrektor MOPS-u w Łobzie.
Dziewczynka trafiła do szpitala w Szczecinie z licznymi obrażeniami ciała. Lekarz stwierdził u niej zespół dziecka maltretowanego. Prokuratura prowadzi śledztwo przeciwko Arturowi B. Mężczyzna miał katować dzieci od początku września. Podejrzanemu grozi 10 lat więzienia. Dzieci trafią do rodziny zastępczej.