Korespondentka Polskiego Radia Beata Płomecka ustaliła, że pojawił się niekorzystny dla polskich firm przewozowych projekt zaostrzający przepisy dotyczące delegowania pracowników w transporcie międzynarodowym.
Dla Polski to sprawa istotna, bo ma ona jedną z największych flot transportowych w Unii Europejskiej. W środę na ten temat rozmawia w Brukseli minister infrastruktury Andrzej Adamczyk.
Projekt przepisów dotyczących delegowania w transporcie międzynarodowym przygotowała europosłanka z Finlandii Merja Kyllonen. I choć podczas wielomiesięcznych prac ze zrozumieniem podchodziła do argumentów Polski i krajów Europy Środkowo-Wschodniej, to na ostatnim etapie zaproponowała przepisy, które są niemal takie same jak te przyjęte w grudniu przez większość unijnych krajów, przy sprzeciwie dziewięciu, w tym Polski.
Te ustalenia skrytykowali wtedy polscy przewoźnicy, którzy mówili, że jeśli przepisy wejdą w życie, to wzrost kosztów i biurokratycznych wymogów doprowadzi wiele firm do bankructwa. Tylko transport bilateralny został wyłączony z przepisów o delegowaniu pracowników, przewidujących ustaloną płacę minimalną plus wszystkie dodatki w kraju, w którym realizowane są przewozy.
Przepisami mają być natomiast objęte pozostałe usługi transportowe, wykonywane poza państwem, które jest siedzibą firmy. W stanowisku Parlamentu Europejskiego są także przepisy zaostrzające zasady kabotażu, oraz czas jazdy i odpoczynku. Do tego stanowiska zostały zaproponowane poprawki łagodzące, ale też jeszcze bardziej zaostrzające zapisy i - jak mówią urzędnicy w europarlamencie - z powodu podziałów w komisji trudno przewidzieć, jakimi ustaleniami zakończy się czwartkowe głosowanie.
Po uzgodnieniu stanowiska przez komisję trafi ono na sesję plenarną całego Parlamentu Europejskiego i wtedy europosłowie ustalą stanowisko do negocjacji z państwami członkowskimi. Od wyniku tych rokowań będzie zależał ostateczny kształt przepisów dotyczący delegowania pracowników w transporcie międzynarodowym.