Wydano na nią ponad dwa miliony euro dotacji unijnej i choć została wybudowana osiem lat temu wciąż nie działa i działać już nie będzie.
Wyposażenie spalarni śmieci w Radzikowie zostało wystawione na sprzedaż przez syndyka masy upadłościowej.
Krzysztof Plewko - radny, działacz Stowarzyszenia „Ekologiczny Koszalin” - twierdzi, że inwestycje wspierał poseł Stanisław Gawłowski, nazywając przeciwników „szkodnikami”.
Jak twierdził były wiceminister środowiska Stanisław Gawłowski, spalarnia miała rozwiązać problemy śmieci w Kołobrzegu. Stało się jednak inaczej. Spalarnia, po wybudowaniu, nigdy nie rozpoczęła działalności. Jak przyznał radny Krzysztof Plewko, z jej komina wydobywał się trujący dym.
- Po otwarciu przedsiębiorca próbował spalać. Za każdym razem, kiedy przeprowadzał takie próby, instalacja zapychała się mu. Z komina leciał czarny dym - mówił Plewko.
Po kilku latach nieudanych prób uruchomienia spalarni, syndyk sprzedaje bezużyteczną instalację.
- W Kołobrzegu nie będzie spalarni. Są maszyny, które będą sprzedane. W okolicy Kołobrzegu czy w mieście nie będzie żadnej spalarni śmieci - zapewnił syndyk.
Spalarnia została wybudowana przez firmę Portka, która otrzymała na nią dotację z Europejskiego Funduszu Rozwoju Regionalnego. Właściciel firmy - Eugeniusz Portka - nie chciał rozmawiać o inwestycji z naszym reporterem.
- Nie mam nic do powiedzenia. Przepraszam najmocniej, do widzenia - odpowiedział.
W uroczystym otwarciu spalarni brał udział poseł Stanisław Gawłowski - ówczesny wiceminister środowiska, który jak twierdzą mieszkańcy był „ojcem chrzestnym inwestycji” i lobbował na jej rzecz. Unijna dotacja w wysokości dwóch milionów euro nigdy nie została zwrócona.
Krzysztof Plewko - radny, działacz Stowarzyszenia „Ekologiczny Koszalin” - twierdzi, że inwestycje wspierał poseł Stanisław Gawłowski, nazywając przeciwników „szkodnikami”.
Jak twierdził były wiceminister środowiska Stanisław Gawłowski, spalarnia miała rozwiązać problemy śmieci w Kołobrzegu. Stało się jednak inaczej. Spalarnia, po wybudowaniu, nigdy nie rozpoczęła działalności. Jak przyznał radny Krzysztof Plewko, z jej komina wydobywał się trujący dym.
- Po otwarciu przedsiębiorca próbował spalać. Za każdym razem, kiedy przeprowadzał takie próby, instalacja zapychała się mu. Z komina leciał czarny dym - mówił Plewko.
Po kilku latach nieudanych prób uruchomienia spalarni, syndyk sprzedaje bezużyteczną instalację.
- W Kołobrzegu nie będzie spalarni. Są maszyny, które będą sprzedane. W okolicy Kołobrzegu czy w mieście nie będzie żadnej spalarni śmieci - zapewnił syndyk.
Spalarnia została wybudowana przez firmę Portka, która otrzymała na nią dotację z Europejskiego Funduszu Rozwoju Regionalnego. Właściciel firmy - Eugeniusz Portka - nie chciał rozmawiać o inwestycji z naszym reporterem.
- Nie mam nic do powiedzenia. Przepraszam najmocniej, do widzenia - odpowiedział.
W uroczystym otwarciu spalarni brał udział poseł Stanisław Gawłowski - ówczesny wiceminister środowiska, który jak twierdzą mieszkańcy był „ojcem chrzestnym inwestycji” i lobbował na jej rzecz. Unijna dotacja w wysokości dwóch milionów euro nigdy nie została zwrócona.