Radio SzczecinRadio Szczecin » Region
Autopromocja
Zobacz
Reklama
Zobacz
Reklama
Zobacz
Reklama
Zobacz

Pełnomocnik rodziców dziecka Szymon Matusiak złożył pozew cywilny przeciwko producentowi środka do udrażniania rur. Domaga się 100 tysięcy zł odszkodowania. Fot. Łukasz Szełemej [PR Szczecin]
Pełnomocnik rodziców dziecka Szymon Matusiak złożył pozew cywilny przeciwko producentowi środka do udrażniania rur. Domaga się 100 tysięcy zł odszkodowania. Fot. Łukasz Szełemej [PR Szczecin]
Pełnomocnik rodziców dziecka Szymon Matusiak złożył pozew cywilny przeciwko producentowi środka do udrażniania rur. Domaga się 100 tysięcy zł odszkodowania.
Do zdarzenia doszło w kwietniu ubiegłego roku w stargardzkim sklepie Netto. Ponad 2,5-letni Adrian zdjął preparat z półki i połknął granulki żrącego środka. Chłopiec doznał poparzeń jamy ustnej i przewodu pokarmowego. Przeszedł kilkanaście operacji.

Stargardzka prokuratura umorzyła jednak śledztwo w tej sprawie. Biegli uznali, że ani rodzice dziecka, ani producent preparatu i kierownictwo marketu nie ponoszą winy za wypadek. Opiekunowie Adriana wnieśli zażalenie. Stargardzki sąd podtrzymał jednak decyzję prokuratury. Pełnomocnik rodziców pozwał więc producenta na drodze cywilnej. Teraz oczekuje na termin pierwszej rozprawy.
Relacja Natalii Skawińskiej.

Dodaj komentarz 4 komentarze

To skandaliczne. Można zrozumieć, że rodzice którzy są winni w tej sprawie - próbują uciec od własnej winy poprzez próby przerzucenia odpowiedzialności na kogokolwiek innego. A zupełnie ni9e potrafię sobie wyobrazić, co można zarzucić producentowi preparatu? Że jest żrący? No jest - i taki właśnie ma być. Gdyby nie był żrący - to ja bym zaskarżył producenta o oszustwo. Szukanie usprawiedliwienia dla siebie, zagłuszenie własnych wyrzutów sumienia - to do pewnego stopnia zrozumiała reakcja, w każdym razie bardzo typowa i świadcząca o niedorosłości psychicznej. Poza tym, często to adwokaci podżegają do takich działań z pobudek czysto materialnych, na przykład liczą na procent od odszkodowania a nie liczą - się - z etyką i moralnością. Więc po pierwsze chłopak 2,5 roku to już nie jest tak małe dziecko by coś takiego zrobić ale z drugiej strony - nie tak duże, żeby samodzielnie poruszało się po sklepie i zdejmowało towar z półek. Ze zbyt małym dzieckiem samodzielnie chodzącym rodzice nie powinni wchodzić do sklepu, no i... nie ma takiej obiektywnej konieczności. Kwestia organizacji. Dziecko nie było pod ciągłym i bezpośrednim nadzorem rodziców - to ich wina. A zapytam: gdyby to były cukierki - to by było w porządku, że dzieciak podchodzi do półki. odkręca opakowanie i zajada? Dziecko trzeba PRZYGOTOWAĆ do chodzenia do sklepu, między innymi wytłumaczyć że nie wolno nic rozpakowywać, że to trzeba dopiero KUPIĆ i mama musi zapłacić w kasie a dopiero potem można ewentualnie spróbować. Słowem - że jest jakaś kolejność, jakiś porządek którego trzeba przestrzegać w wielu miejscach, na przykład w sklepie. Dziecku trzeba też wyjaśnić, że w domu są różne substancje których nie wolno dotykać, spożywać i tak samo może być w innych miejscach. Mądrze wychowywane dzieci w tym wieku, to jeśli nawet coś biorą, to biegną z tym do mamy i pokazują, czekając na reakcję mamy której się przeważnie podporządkowują. Dopilnowanie dziecka też ma swoje granice "wykonalności", to znaczy nigdy nie było, nie jest ani nie będzie 100% skuteczne. Szczerze mówiąc, to po raz pierwszy w życiu spotykam się z taką sytuacją, że dziecko w sklepie podbiega do półki, bierze plastikowe opakowanie, otwiera i wsypuje sobie do buzi... cokolwiek by to nie było, to jakiś szczególny przypadek bachora, być może właśnie mieszczący się w rejonach poza granicami możliwego nadzoru. Ale co ma do tego producent? Co można mu zarzucić? Ten świetny preparat w granulkach do czyszczenia syfonów, środek do użytku domowego ma zawsze zamknięcie z zabezpieczeniem; podobnie jak niektóre leki - zakrętkę trzeba dość mocno przycisnąć i potem dopiero obrócić i tylko w ten sposób można to otworzyć. Ale nie jest to coś, czego dziecko nie może się nauczyć albo podpatrzeć od rodziców. Każda mama wie przecież, że w domu musi wszystkie niebezpieczne substancje i leki zamykać przed małymi dziećmi na wszelki przypadek. Tym bardziej powinna rozumieć, że w sklepie w którym te rzeczy kupuje, nie ma i nie może być szafek z kluczykami na każą oddzielną rzecz. Tym bardziej nie rozumiem postępowania rodziców w tej sprawie. Jednego nie rozumieją; że adwokat który ich na to namówił i tak swoje zarobi, choćby "według norm przypisanych" sąd mu przyzna wynagrodzenie... od przegrywającego proces. Więc on może tylko zyskać: albo dużo (%) albo mniej (norma), dlatego namawia na pozew. A rodzice przegrywając, poniosą wielotysięczne koszty procesu.
Nie ma żadnego "chłopca poparzonego "Kretem". Jest dziecko które się poparzyło "Kretem". Bo to Ono się poparzyło, na skutek swojego własnego, nieprzewidywalnego działania, również na skutek może chwilowej nieskuteczności nadzoru ze strony rodziców. Autorka już w tytule wykazuje swoją nieobiektywność czy wprost stronniczość. Ani Prokuratura, ani sądy się dopatrzyły się winy (winy w odniesieniu do przepisów prawa, bo o winie moralnej sądy nie orzekają) ani ze strony sklepu, ani rodziców ani też tym bardziej producenta. I w tym procesie też tak będzie bo taka jest prawda. Rodzice poniosą tylko niepotrzebne koszty, które można było przeznaczyć zamiast dla adwokata - na rehabilitację dzieciaka.
Całkiem możliwe, że zachowanie dziecka wynikało z jego doświadczenia, stworzonego przez rodziców. Można sobie wyobrazić, że dziecko które chodzi z rodzicem do sklepu a zawsze mu się odmawia kupienia czegoś co by chciało dostać, albo choćby kupienia czegokolwiek byle "postawić na swoim" - mogło sobie "wykombinować", że po prostu trzeba samodzielnie zaraz po wejściu do sklepu się "poczęstować cukiereczkami" zanim mu rodzice zabronią. I dokładnie tak zrobił... W takiej sytuacji mógłby się napić "soczku" - do mycia WC, albo najeść "czekoladki" - podpałki do grilla, które to towary maja zupełnie innych producentów niż "Kret" a też by - zdaniem rodziców - byli winni. W ogóle wszyscy producenci są winni, handlowcy, sklep, państwo jest winne (bo dlaczego policjant tam nie stał i nie pilnował) wszyscy - tylko, nie rodzice...
Producent "kreta" zrobił wszystko co mógł, a nawet więcej ufundował, zakupił sprzęt specjalistyczny do leczenia chłopaka. Uważam że nie powinni rodzice dostawac pieniędzy do ręki. i ja osobiscie do tego się nie dołoże.

Najnowsze Szczecin Region Polska i świat Sport Kultura Biznes

12345
Reklama
Zobacz
Autopromocja
Zobacz

radioszczecin.tv

Najnowsze podcasty