Ivo Czelechovski podkreślił, że wskaźniki metanu były regularnie sprawdzane, a kontrole nie wykazały nieprawidłowości.

- Nie wiem, jak często są kontrolowane te czujniki. Ich działanie jest monitorowane, przecież są na to protokoły, które są w dyspozytorni. Urząd Górniczy informował, że w czasie wybuchu również były działające.

Ivo Czelechovski podkreślił, że zakład przestrzega zasad BHP. - Nasze przepisy bezpieczeństwa są najbardziej rygorystyczne w całej Europie - powiedział rzecznik. - Jest nieracjonalne, byśmy narażali na niebezpieczeństwo górników. To nie ma sensu - mówił dementując, by istniała praktyka zasłaniania czujników.

W kopalni trwa pożar, który uniemożliwia dotarcie w miejsce wypadku. Rzecznik kopalni poinformował, że dziś ustawiono dwie tamy, które mają odciąć dopływ powietrza do wyrobiska; w niedzielę ukończone zostaną kolejne dwie. Ivo Czelechovski podkreślił, że dopiero po zamknięciu tej przestrzeni będzie można pobrać próbki powietrza. Jak zaznaczył, jedynie w bezpiecznych warunkach będzie możliwe wejście do wyrobiska, gdzie mogą znajdować się ciała zmarłych górników.

Akcja może potrwać nawet kilka tygodni. Do tego czasu praca w kopalni będzie wstrzymana. W akcji pod ziemią bierze udział około 200 pracowników z Polski i Czech.

W czwartek po godzinie 17 w kopalni węgla Karwinie, na głębokości 800 metrów pod powierzchnią ziemi doszło wybuchu. Zginęło trzynastu z 23 pracujących na zmianie górników. Rannych zostało 10 Polaków. Dwaj poparzeni polscy górnicy są szpitalu w Ostrawie. Jeden w stanie krytycznym, drugi w stanie ciężkim, ale stabilnym.