Świetny wokalista, grający na wielu instrumentach kompozytor, przez lata udanej kariery współpracował z najlepszymi polskimi wykonawcami - tak muzycy wspominają zmarłego w poniedziałek Zbigniewa Wodeckiego.
- Strasznie dużo pracował. Był rozchwytywany. Był postacią bardzo lubianą i bezkonfliktową. Zawsze był uśmiechnięty. Zawsze był na czas i zawsze z tą swoją słynną plerezą włosów, za które wszyscy go ciągali, bo nie mogliśmy uwierzyć, że facet w tym wieku może mieć takie włosy. Zawsze był ubrany na luzie. Był strasznie miły i pogodny - dodaje Bem.
Aktor i piosenkarz Michał Bajor przyznaje, że chociaż wiadomo było o poważnym stanie Wodeckiego, to wciąż nie może uwierzyć w jego odejście.
- Mieliśmy dużo wspólnych koncertów. Śpiewam jedną z jego piosenek. Łączą nas rozmowy, śmiechy, kawały, same wesołe chwile. Nie pamiętam jednego momentu, w którym mógłbym powiedzieć, że ze Zbyszkiem się siedziało i było smutno. Nie dlatego że był wesołkiem, tylko dlatego że był optymistą. We wszystkim widział dobre wyjście z sytuacji - mówi Bajor.
- Odszedł niezastąpiony artysta - tak Zbigniewa Wodeckiego wspomina jego przyjaciel i współpracownik Krzysztof Piasecki. - Oprócz tego, że był wybitnym artystą, to przede wszystkim był serdecznym człowiekiem. Miał poczucie humoru i niewiarygodny dystans. Był dobrym człowiekiem. Oprócz tego, że o nikim źle nie mówił, to pomagał - o czym nikt nie wie, bo się z tym nie afiszował - finansowo jakimś ludziom. Inna sprawa, że nie słyszałem, żeby ktoś o nim źle mówił, co nie jest takie powszechne w branży. Miał wielki talent, jednocześnie podbudowany wiedzą muzyczną, której wykonawcom nie zawsze wystarcza.
Z kolei kompozytor i skrzypek jazzowy Krzesimir Dębski w rozmowie z TVP Info wspominał, że Zbigniew Wodecki był samorodnym talentem. - Chyba dwa lata chodził w szkole na lekcje nauki gry na trąbce jako na dodatkowym instrumencie, a bywało, że był najlepszym trębaczem, który grał w różnych utworach orkiestrowych, ponieważ był lepszy niż zawodowi trębacze. Był wirtuozem, skrzypkiem, koncertmistrzem w krakowskiej orkiestrze radiowej, kompozytorem i aranżerem - mówił Dębski.
Zbigniew Wodecki doznał udaru po rutynowej operacji wszczepienia by-passów. Zmarł 22 maja w jednej z warszawskich klinik otoczony rodziną. Miał 67 lat. Jego pogrzeb odbędzie się w Krakowie.
Wodecki był piosenkarzem, kompozytorem i aranżerem, znanym między innymi z przebojów: "Izolda", "Chałupy Welcome to", "Lubię wracać tam, gdzie byłem", "Pszczółka Maja". Był wszechstronnym muzykiem: wirtuozem skrzypiec, trąbki i fortepianu, jednocześnie wybitnym wokalistą o wyjątkowych warunkach głosowych. Był laureatem wielu konkursów i festiwali. Uhonorowano go między innymi w 2011 roku Srebrnym Medalem "Zasłużony Kulturze Gloria Artis". W 2016 roku otrzymał nagrodę Fryderyka w dwóch kategoriach.
Przyjaciółka artysty, piosenkarka Ewa Bem podkreśla, że Wodecki był przede wszystkim dobrym człowiekiem.
Aktor i piosenkarz Michał Bajor przyznaje, że chociaż wiadomo było o poważnym stanie Wodeckiego, to wciąż nie może uwierzyć w jego odejście.
- Odszedł niezastąpiony artysta - tak Zbigniewa Wodeckiego wspomina jego przyjaciel i współpracownik Krzysztof Piasecki.
Dodaj komentarz 3 komentarze
Panie Zbyszku - dziękujemy za twórczość i pogodę ducha. Wytchnienia w Domu Ojca.
Piosenki nie dla mnie
ALE DOBRY CZŁOWIEK W PAMIĘCI NA ZAWSZE...
Jeden z nielicznych współczesnych artystów, który stronił od skandali i szumu medialnego, a skupiał się na muzyce, multiinstrumentalista. Od 47 lat z tą samą żoną. W rozmowie był sympatycznym, przystępnym człowiekiem, nie dawał odczuć, że jest gwiazdą. Coraz mniej takich osób. Będzie brakowało tej jego plerezy [*]