Sąd Okręgowy w Szczecinie zdecydował, że Polka ma oddać dziecko byłemu partnerowi z Niemiec.
Malina Borsch powinna wrócić z 2,5 letnią dziewczynką do Niemiec i zostawić ją ojcu. Jak twierdzi matka - czeka ją odebranie praw rodzicielskich, proces karny w Niemczech i zabranie dziecka przez Jugendamt.
- Jestem w szoku. Jakbym została ukarana za to, że chciałam chronić dziecko. Nie wydałam dziecka na świat, żeby zostało zabrane przez Jugendamt i dane do innej rodziny. Ja kocham moje dziecko. Wszystko najlepsze robię dla niego, co tylko może być. Każda matka by tak zrobiła, jakby było jakieś zagrożenie dla dziecka, każdy rodzic zresztą - mówi Malina Borsch.
Były partner Maliny Borsch oskarżył ją o uprowadzenie dziecka po tym, gdy ich związek się rozpadł. Jak twierdzi Polka - Niemiec wcześniej się nad nią znęcał. W ramach Konwencji Haskiej - Sascha W. domagał się, aby matka wraz z dzieckiem wróciła do Niemiec. Szczeciński sąd przychylił się do jego żądań w całości.
- Tam jest definitywnie pewne, że będę karana. Prawdopodobnie wsadzą mnie do więzienia, a moje dziecko na 100 procent mi odbiorą. Jugendamt się tym zainteresuje i nawet ojciec by go nie dostał. Dziecko nie zna języka niemieckiego - mówi matka.
Adwokat Krystian Castillo Morales, który reprezentował przed sądem Saschę W. twierdzi, że jego klient jest w pełni usatysfakcjonowany z wyroku.
- Jesteśmy zadowoleni. Uważamy, że orzeczenie jest ze wszech miar słuszne i odpowiada wymogom i przepisom Konwencji Haskiej, która w tej sprawie miała zastosowanie. Jest orzeczenie, aby to matka z dzieckiem wróciła do Niemiec i tego oczekujemy. Wtedy sądy niemieckie decydowałyby już w kwestii dalszych kontaktów pana Sascha W., tudzież innych spraw rodzicielskich - mówi adwokat.
Od tego wyroku nie przysługuje już odwołanie. Choć matka zapowiada, że będzie wciąż walczyła o dziecko. Chce prosić o pomoc ministra sprawiedliwości i Prezydenta RP.
W ciągu roku Jugendamt odbiera w Niemczech 80 tysięcy dzieci. Jedna czwarta to dzieci polskie.
- Jestem w szoku. Jakbym została ukarana za to, że chciałam chronić dziecko. Nie wydałam dziecka na świat, żeby zostało zabrane przez Jugendamt i dane do innej rodziny. Ja kocham moje dziecko. Wszystko najlepsze robię dla niego, co tylko może być. Każda matka by tak zrobiła, jakby było jakieś zagrożenie dla dziecka, każdy rodzic zresztą - mówi Malina Borsch.
Były partner Maliny Borsch oskarżył ją o uprowadzenie dziecka po tym, gdy ich związek się rozpadł. Jak twierdzi Polka - Niemiec wcześniej się nad nią znęcał. W ramach Konwencji Haskiej - Sascha W. domagał się, aby matka wraz z dzieckiem wróciła do Niemiec. Szczeciński sąd przychylił się do jego żądań w całości.
- Tam jest definitywnie pewne, że będę karana. Prawdopodobnie wsadzą mnie do więzienia, a moje dziecko na 100 procent mi odbiorą. Jugendamt się tym zainteresuje i nawet ojciec by go nie dostał. Dziecko nie zna języka niemieckiego - mówi matka.
Adwokat Krystian Castillo Morales, który reprezentował przed sądem Saschę W. twierdzi, że jego klient jest w pełni usatysfakcjonowany z wyroku.
- Jesteśmy zadowoleni. Uważamy, że orzeczenie jest ze wszech miar słuszne i odpowiada wymogom i przepisom Konwencji Haskiej, która w tej sprawie miała zastosowanie. Jest orzeczenie, aby to matka z dzieckiem wróciła do Niemiec i tego oczekujemy. Wtedy sądy niemieckie decydowałyby już w kwestii dalszych kontaktów pana Sascha W., tudzież innych spraw rodzicielskich - mówi adwokat.
Od tego wyroku nie przysługuje już odwołanie. Choć matka zapowiada, że będzie wciąż walczyła o dziecko. Chce prosić o pomoc ministra sprawiedliwości i Prezydenta RP.
W ciągu roku Jugendamt odbiera w Niemczech 80 tysięcy dzieci. Jedna czwarta to dzieci polskie.
Malina Borsch powinna wrócić z 2,5 letnią dziewczynką do Niemiec i zostawić ją ojcu. Jak twierdzi matka - czeka ją odebranie praw rodzicielskich, proces karny w Niemczech i zabranie dziecka przez Jugendamt.
Dodaj komentarz 2 komentarze
Najpierw jest zauroczenie, obcokrajowiec imponuje, a potem scenariusz doskonale znany, czyli płacz.
Dlaczego takie historie wciąż się powtarzają, a "pokrzywdzone" nie uczą się na błędach innych naiwnych?
no cóż, relacja tej pani to pół prawdy, racji drugiej strony nie znamy... ale skoro sądy po obu stronach granicy są po jego stronie.......