Dzieci boją się chodzić do szkoły.
Chłopiec został w ubiegłym roku przeniesiony do szkoły w Podjuchach i od razu pojawiły się problemy - mówi Tomasz Capar, tata jednego z uczniów.
- Straszy dzieci. Przykład wczorajszy: napisał do trzech osób, w tym mojego syna i jego przyjaciela, że dzisiaj zostaną zabici poprzez przyniesienie noża do szkoły. Chłopiec rzuca krzesłami w nauczycieli, zeszytami, bije dzieci, podbiera im jedzenie. I tutaj nie można nic z tym zrobić - mówi rodzic.
Władze szkoły przyznają, że problem jest, ale nie mogą wyrzucić chłopca ze szkoły. Muszą czekać na decyzję sądu. Problem w tym, że nie ma kontaktu z jego rodzicami.
Potrzebne jest orzeczenie dotyczące jego stanu psychicznego - mówi Jadwiga Romankiewicz, wicedyrektorka szkoły.
- Placówka podjęła tę próbę badania chłopca. Jesteśmy w kontakcie z poradnią psychologiczno-pedagogiczną. Takie orzeczenie czeka na odbiór, tylko prawny opiekun, czyli matka ucznia, nie odbiera, bo nie mogą jej znaleźć - mówi Romankiewicz.
Agresywne zachowania chłopca nasiliły się we wrześniu, wtedy podjęliśmy korki prawne - dodaje Agnieszka Włodarczyk, szkolna psycholog.
- Zostało też wskazane w piśmie takie rozważenie przez sąd, możliwości umieszczenia chłopca w młodzieżowym ośrodku socjoterapii - mówi Włodarczyk.
W czwartek w ramach protestu na brak reakcji ze strony dyrekcji, rodzice dwóch klas nie puścili swoich dzieci do szkoły. W odpowiedzi pani wicedyrektor poinformowała ich, że chłopiec zostanie przeniesiony do innej klasy. To nie rozwiązuje problemu - oceniają rodzice.