Po wyborach do Parlamentu Europejskiego rozpoczyna się walka o obsadę najwyższych stanowisk w Unii. W poniedziałek spotykają się szefowie największych frakcji w Europarlamencie, we wtorek natomiast szczyt z udziałem unijnych liderów i dyskusja, kto stanie na czele Komisji Europejskiej, Rady Europejskiej, unijnej dyplomacji i Europarlamentu.
Już wiadomo, że potrzeba będzie kilku frakcji, by zdobyć większość, a nie, tak jak przez 40 lat, tylko chadeków i socjalistów.
- Monopol władzy został przełamany. Koalicja może być zbudowana z tymi, którzy chcą coś zrobić razem - powiedziała Margrethe Vestager, która przez liberałów została wystawiona jako kandydatka na przewodniczącą Komisji Europejskiej.
Liberałowie wkraczają do walki o stanowiska i wraz z socjalistami chcą zmian, by chadecy, mimo wygranej, nie dominowali.
- Stabilność to status quo, a nie tego potrzebuje Europa - powiedział Frans Timmermans, kandydat socjalistów na szefa Komisji Europejskiej. Nie wiadomo, jakie zawiążą się koalicje - czy socjalistów, liberałów i zielonych, czy też jednak chadeków, socjalistów i liberałów. Nie wiadomo też, co stanie się z systemem wiodących kandydatów, bo wielu unijnych liderów już zapowiedziało, że chce go zignorować.
To może zwiastować długie i trudne negocjacje przy obsadzie stanowisk. Pod uwagę będą brane nie tylko wyniki wyborów do Parlamentu Europejskiego, ale też równowaga geograficzna i równowaga płci.