Kilka tysięcy prac licencjackich, magisterskich, a nawet rozpraw doktorskich wyprodukowała zorganizowana grupa przestępcza.
Policja z Krakowa rozbiła grupę przestępczą zajmującą się pisaniem prac naukowych na zlecenie. Kilka tysięcy osób mogło w nieuczciwy sposób otrzymać tytuł naukowy. W sumie grupa otrzymała 11 tysięcy opłat na kwotę 7 milionów złotych.
Grupą kierował czterdziestokilkuletni mieszkaniec Warszawy, który odbierał zlecenia, a następnie przydzielał je konkretnym redaktorom, którzy tworzyli spisy treści, konspekty, rozdziały i całe prace dyplomowe. Prace trafiały potem do promotorów na wyższych uczelniach - tłumaczy Sebastian Gleń z małopolskiej policji.
- Te prace były tworzone od zera całkowicie. Osoby, które zamawiały, później stawały tam jedynie swoje imię i nazwisko oraz przedstawiały na uczelniach te prace jako swoje. Kilka tysięcy osób zleciło wykonanie takich prac. Kwota przelana za te prace, to jest około 7 milionów złotych, ale jedynie 10 procent z tej kwoty brały osoby, które pisały te prace. Reszta trafiała właśnie do szefa grupy osób, które mu pomagały - informuje Gleń.
Mieszkaniec Warszawy nie przyznał się do zarzutów. Trafił na trzy miesiące do aresztu. Grozi mu do 10 lat więzienia. O weryfikacji każdego z nadanych tytułów naukowych na podstawie prac napisanych przez członków grupy przestępczej zdecydują uczelnie.
Grupą kierował czterdziestokilkuletni mieszkaniec Warszawy, który odbierał zlecenia, a następnie przydzielał je konkretnym redaktorom, którzy tworzyli spisy treści, konspekty, rozdziały i całe prace dyplomowe. Prace trafiały potem do promotorów na wyższych uczelniach - tłumaczy Sebastian Gleń z małopolskiej policji.
- Te prace były tworzone od zera całkowicie. Osoby, które zamawiały, później stawały tam jedynie swoje imię i nazwisko oraz przedstawiały na uczelniach te prace jako swoje. Kilka tysięcy osób zleciło wykonanie takich prac. Kwota przelana za te prace, to jest około 7 milionów złotych, ale jedynie 10 procent z tej kwoty brały osoby, które pisały te prace. Reszta trafiała właśnie do szefa grupy osób, które mu pomagały - informuje Gleń.
Mieszkaniec Warszawy nie przyznał się do zarzutów. Trafił na trzy miesiące do aresztu. Grozi mu do 10 lat więzienia. O weryfikacji każdego z nadanych tytułów naukowych na podstawie prac napisanych przez członków grupy przestępczej zdecydują uczelnie.
- Kwota przelana za te prace, to jest około 7 milionów złotych, ale jedynie 10 procent z tej kwoty brały osoby, które pisały te prace. Reszta trafiała właśnie do szefa grupy osób, które mu pomagały - informuje Gleń.
Dodaj komentarz 4 komentarze
7 milionów złotych tj. 7000000. Jeżeli podzielimy tę kwotę przez 11 tysięcy tj. 11000 wyjdzie nam średnio zawrotne 636 zł za jedną pracę. Jeżeli do 'redaktora' takiej pracy trafiało 10% wychodzi że godzina korków z matematyki jest droższa niż napisanie pracy dyplomowej. No chyba, że te 11 tysięcy wpłat to tylko np 2200 prac a studenci płacili w ratach ale wtedy nie jest to tak szokujące jak 11000.
Jak zdesperowanym trzeba być, w chęci zdobycia wyższego wykształcenia, aby zlecać komuś napisanie pracy - jak mało inteligentnym trzeba być, aby nie umieć zrobić tego samodzielnie.
Swoją drogą, jak tam sprawa plagiatu pracy doktorskiej nowego przewodniczącego senackiej komisji ds. klimatu?
Progres ... na uczelniach.
Po autonomicznych pojazdach ... autonomiczne pracę ... bez kontroli ... promotorów.
Poki finansowanie uczelni wyższych odbywa się na zasadach - jest student, jest kasa - to nasze uczelnie produkują magistrów a nie ich kształcą. Koniec końców, lenistwo studentów bierze górę i wolą zapłacić niż samemu się wysilić. Porażka...