Do jedenastu wzrosła liczba ofiar śmiertelnych ataku w kanadyjskim Vancouver. W sobotę wieczorem kierowca staranował samochodem uczestników imprezy z udziałem społeczności filipińskiej.
Szef policji w Vancouver Steve Rai mówił, że nie był to raczej atak terrorystyczny, natomiast sprawca miał problemy ze zdrowiem psychicznym. - Liczba ofiar śmiertelnych wzrosła do jedenastu. Dziesiątki kolejnych osób są ranne, niektórzy ciężko. Liczba ofiar śmiertelnych może wzrosnąć w najbliższych dniach lub tygodniach. Kierowca działał sam, zatrzymała go na miejscu policja po tym, jak został obezwładniony przez uczestników. Materiał dowodowy nie daje podstaw do stwierdzenia, że doszło do zamachu terrorystycznego. Zatrzymany ma długą historię kontaktów z policją i lekarzami od zdrowia psychicznego - powiedział Rai.
Do tragedii doszło w sobotę wieczorem czasu miejscowego pod koniec ulicznego festiwalu społeczności Filipińczyków - Lapu Lapu. Według relacji osób będących na miejscu zdarzenia czarny SUV wjechał z dużą prędkością w tłum ludzi.
Policja bada, w jaki sposób sprawca wjechał na teren imprezy, która odbywała się na gruntach miejscowej szkoły. Przez jedyną otwartą bramę wjeżdżały wcześniej foodtrucki.
Policja zapewniła, że nie ma już zagrożenia dla bezpieczeństwa ludności.
W związku z tragedią, premier Kanady Mark Carney odwołał planowane na niedzielę wiece wyborcze przed poniedziałkowymi wyborami parlamentarnymi. Edycja tekstu: Kacper Narodzonek, Piotr Kołodziejski