18 kwietnia dobił do brzegów Florydy, wczoraj wrócił do domu, a dziś gościł w Radiu Szczecin. Policki kajakarz Aleksander Doba, który samotnie przepłynął Atlantyk, opowiadał na naszej antenie o pierwszej nocy w domu i przygodach podczas wyprawy.
- Po miesiącach spania w kajaku najcenniejsza była pierwsza noc w rodzinnym domu, we własnym łóżku. Czułem się wspaniale. Także dlatego, że nie byłem sam, tylko z moją małżonką, za którą bardzo tęskniłem - mówił Doba.
Kajakarz podkreślał, że najbardziej cieszy go to, że jest razem z rodziną. Choć na Atlantyku wcale nie był taki samotny.
- Pewnego razu, gdy sobie spokojnie wiosłowałem, poczułem na sobie czyjś wzrok. Kiedy się odwróciłem, zobaczyłem wielki łeb wieloryba. Prawdopodobnie był to kaszalot - opowiadał podróżnik.
Aleksander Doba do Polic wrócił w poniedziałek. Jego transatlantycka wyprawa kajakiem z portugalskiej Lizbony na Florydę w USA trwała ponad pół roku. W tym czasie Doba pokonał ponad 9 tysięcy kilometrów.
To drugi taki wyczyn 67-latka. Trzy lata temu kajakarz przepłynął Atlantyk na trasie z Dakaru do Brazylii. Wtedy zajęło mu to 99 dni.
- Po miesiącach spania w kajaku najcenniejsza była pierwsza noc w rodzinnym domu, we własnym łóżku. Czułem się wspaniale. Także dlatego, że nie byłem sam, tylko z moją małżonką, za którą bardzo tęskniłem - mówił Doba.
- Pewnego razu, gdy sobie spokojnie wiosłowałem, poczułem na sobie czyjś wzrok. Kiedy się odwróciłem, zobaczyłem wielki łeb wieloryba. Prawdopodobnie był to kaszalot - opowiadał podróżnik.