Po dwóch latach żeglugi po morzach i ocenach powrócił do Szczecina. Kapitan Janusz Tywoniuk w czwartek zakończył swoją podróż dookoła świata.
Na jachcie "Stefani" - który zbudował specjalnie na potrzeby rejsu - pokonał łącznie 35 tysięcy mil morskich. W podróży towarzyszyła mu załoga, która zmieniała się podczas rejsu.
Jak mówi, ta wyprawa to spełnienie marzeń z dzieciństwa. - Wizja zrodziła się w piętnastym roku życia albo jeszcze wcześniej - przyznaje pan Janusz.
W trakcie wyprawy zdarzały się różne przygody, ale do najgroźniejszej sytuacji doszło dwa tygodnie temu w okolicy niemieckiego Bremerhaven - wspomina kapitan.
- Doszło do takiego momentu, że prawie dotknęliśmy się z olbrzymim statkiem. Dzięki naszym manewrom udało się wyhamować, statek przeszedł i stres zszedł. Okazało się, że zza niego wyłania się drugi, płynący w przeciwnym kierunku i płynie prosto na nas. Znowu walka i ponownie się udało - opowiada Tywoniuk.
- Teraz czas na zasłużony odpoczynek - dodaje kapitan. - Na jakiś czas mam dosyć oglądania morza, ale to minie za dwa tygodnie, a najpóźniej za miesiąc.
Janusz Tywoniouk ma 65 lat i na co dzień mieszka w Gostyniu. Z zawodu jest chirurgiem.
Jak mówi, ta wyprawa to spełnienie marzeń z dzieciństwa. - Wizja zrodziła się w piętnastym roku życia albo jeszcze wcześniej - przyznaje pan Janusz.
W trakcie wyprawy zdarzały się różne przygody, ale do najgroźniejszej sytuacji doszło dwa tygodnie temu w okolicy niemieckiego Bremerhaven - wspomina kapitan.
- Doszło do takiego momentu, że prawie dotknęliśmy się z olbrzymim statkiem. Dzięki naszym manewrom udało się wyhamować, statek przeszedł i stres zszedł. Okazało się, że zza niego wyłania się drugi, płynący w przeciwnym kierunku i płynie prosto na nas. Znowu walka i ponownie się udało - opowiada Tywoniuk.
- Teraz czas na zasłużony odpoczynek - dodaje kapitan. - Na jakiś czas mam dosyć oglądania morza, ale to minie za dwa tygodnie, a najpóźniej za miesiąc.
Janusz Tywoniouk ma 65 lat i na co dzień mieszka w Gostyniu. Z zawodu jest chirurgiem.
Podczas wyprawy zdarzały się różne przygody, ale do najgroźniejszej sytuacji doszło dwa tygodnie temu w okolicy niemieckiego Bremerhaven - wspomina kapitan.